Wiceminister finansów Jan Sarnowski poinformował, że wprowadzenie tak zwanego estońskiego CIT-u planowane jest na 2021 rok. Projekt w tej sprawie ma się pojawić w drugim kwartale 2020 roku.
Wprowadzenie tak zwanego estońskiego CIT-u zapowiedział w expose premier Mateusz Morawiecki.
Wiceminister Sarnowski wyjaśnił, że istotą tego rozwiązania jest przesunięcie momentu poboru podatku na moment dystrybucji zysków z przedsiębiorstwa. Pozostawienie tych pieniędzy w spółce, jak podkreślił, oznacza poszerzenie możliwości finansowania własnego inwestycji firm.
Wyjaśnił, że Estonia to rozwiązanie wprowadziła dwadzieścia lat temu, niedawno zrobiły to Gruzja i Łotwa. Podobne rozwiązania, dedykowane małemu biznesowi, funkcjonują między innymi w Szwecji i w Niemczech.
Estoński CIT
Nowe rozwiązanie w pierwszym roku obowiązywania może kosztować finanse publiczne do 3,5 miliarda złotych. - Ale to trzeba nazwać inwestycją w polską gospodarkę. Sednem rozwiązania estońskiego nie jest rezygnacja z wpływów podatkowych, ale pozyskiwanie ich w odpowiednim momencie, tak, żeby nie obciążać podatkiem i związanymi z nim rozliczeniami firm, które chcą się rozwijać - tłumaczył Jan Sarnowski.
- Analizując wpływ nowo wprowadzonych regulacji na stan finansów publicznych w Estonii zauważyliśmy, że po trzech latach wpływy z CIT wracają do punktu wyjścia, a nawet zaczynają go przekraczać - dodał.
Zdaniem wiceszefa MF, "biorąc pod uwagę ogromne odciążenie, jakim estoński CIT jest dla biznesu, to gra jest zdecydowanie warta świeczki". - Z perspektywy budżetu koszty poniesiemy w perspektywie dwóch-trzech lat, ale potem będziemy mieć pozytywne efekty. Efekt na płynność, kapitalizację i produktywność małego biznesu będzie odczuwalny dużo wcześniej" - powiedział. Wiceminister zwrócił uwagę, że zgodnie z ostatnim raportem Banku Światowego i PwC "Paying Taxes", estońska firma potrzebowała w 2018 roku na rozliczenie CIT 5 godzin, tymczasem w Polsce było to 59 godzin.
Autor: mb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock