W Sądzie Rejonowym w Hajnówce (Podlaskie) ruszył wczoraj proces pięciorga aktywistów oskarżonych o ułatwianie pobytu w Polsce migrantom z Iraku i Egiptu. Pełniący funkcję szef hajnowskiej prokuratury Marek Dąbrowski powiedział nam, że "zgromadzone dowody świadczą o tym, iż aktywiści wcale nie wieźli migrantów do najbliższej placówki Straży Granicznej". A że tam właśnie mieli jechać powiedziała nam - znająca sprawę - Daria Górniak-Dzioba, prawniczka współpracująca z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym. Sprawa wywołuje ogromne emocje. Przed sądem odbył się protest z udziałem m.in. Janiny Ochojskiej. Na razie nie jest jeszcze znany termin kolejnej rozprawy.
- Przyjechałam na ten protest po to, aby wesprzeć te osoby, które zasiądą na ławie oskarżonych i będą oskarżone, że pomagały i pomagają. Zajmuję się i zajmowałam pomaganiem przez ponad 30 lat. Ani razu nie zdarzyło mi się napotkać takiej sytuacji, że osoby byłyby karane za to, co zrobiły dobrego - powiedziała, przed kamerą TVN24, Janina Ochojska, znana działaczka społeczna oraz europosłanka ubiegłej kadencji.
We wtorek (28 stycznia) brała udział w proteście przed budynkiem Sądu Rejonowego w Hajnówce. Rozpoczął się tam proces pięciorga aktywistów, których prokuratura oskarżyła o ułatwianie pobytu w Polsce migrantom z Iraku i Egiptu, którzy nielegalnie przekroczyli granicę z Białorusią. Aktywiści mieli przewozić te osoby w głąb kraju.
Iracka rodzina z siódemką dzieci i obywatel Egiptu
Chodzi o zdarzenie z marca 2022 roku i - jak piszą aktywiści w mediach społecznościowych - pomoc udzieloną irackiej rodzinie z siódemką dzieci oraz obywatelowi Egiptu.
Jak we wtorek w rozmowie z tvn24.pl mówiła znająca sprawę Daria Górniak-Dzioba (to prawniczka współpracująca z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym, które również niesie pomoc przy granicy), uchodźcy dostali od aktywistów pożywienie i odzież.
Zostali zatrzymani przez Straż Graniczną
- Dzieci były wyziębione i wygłodzone. Humanitarianie wieźli wszystkich do najbliższej placówki Straży Granicznej w Białowieży, żeby mogli tam złożyć wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce. Na tym właśnie polegało to - jak określiła prokuratura - przewożenie w głąb kraju - stwierdziła.
Zanim dotarli do Białowieży, aktywiści zostali zatrzymani przez Straż Graniczną. Gdy pytaliśmy, czy nie lepiej było zadzwonić do SG, że przy granicy jest grupa uchodźców, której aktywiści pomogli, Daria Górniak-Dzioba powiedziała, że - bez udziału humanitarian - migranci zostaliby zapewne "pushbackowani", czyli wypchnięci w lesie przez polskie służby na Białoruś.
- Prokuratura zarzuca też, że humanitarianie pouczali cudzoziemców, jak się zachowywać wobec polskich służb. Mówili tylko, że mają prawo do złożenia wniosków o ochronę międzynarodową w Polsce oraz o to, że nie powinni podpisywać żadnych dokumentów w języku, którego nie znają - zaznaczała prawniczka.
Nie przyznają się do winy
W sądzie stawiło się we wtorek czworo z pięciorga osób oskarżonych (piąta przebywa za granicą, w jej przypadku prawomocna jest decyzja o wydaleniu z Polski, związana z wydarzeniami, których dotyczy proces). Wszystkie nie przyznają się do winy, przed sądem składały wyjaśnienia, ale nie zgodziły się odpowiadać na pytania.
- Pomaganie i uważność na potrzeby innych osób to integralna część mojej tożsamości (...). Uważam, że podzielenie się z bliźnim tym, co mam, to jest mój obowiązek, jako człowieka i jest czynem słusznym moralnie - mówił przed sądem Mariusz Chyżyński, jeden z oskarżonych.
Prokurator: nikt nie dąży do ukarania kogoś za przekazanie jedzenia czy ubrań
Następnego dnia, w rozmowie z tvn24.pl, do sprawy odniósł się pełniący funkcję Prokuratora Rejonowego w Hajnówce Marek Dąbrowski.
- Nikt nie dąży do ukarania kogoś za przekazanie jedzenia czy ubrań. Chodzi o umożliwienie lub ułatwienie innej osobie nielegalnego pobytu na terytorium Polski - mówi prokurator.
Z ustaleń wynika, że nie wieźli wcale migrantów do placówki Straży Granicznej
Dodaje, że prokuratura zgromadziła dowody na to, iż aktywiści wcale nie wieźli migrantów do placówki Straży Granicznej.
- Tak wynika z naszych ustaleń. Nie mogę podać szczegółów. Chodzi o dobro rozpoczętego właśnie procesu - zaznacza Marek Dąbrowski.
Z artykułu o osiągnięciu korzyści majątkowej lub osobistej
Aktywiści będą odpowiadać z artykułu 264a Kodeksu karnego, którego pierwszy paragraf mówi, że "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, umożliwia lub ułatwia innej osobie pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wbrew przepisom, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Niosąca pomoc migrantom Grupa Granica napisała w mediach społecznościowych, że zarzut jest kuriozalny.
"(...) ułatwienia nielegalnego pobytu w zamian za osiągnięcie korzyści osobistej... przez osoby, którym udzielono pomocy" - czytamy w poście Grupy Granica.
Prokuratura: korzyść może uzyskać nie tylko sprawca
Prokurator Dąbrowski wyjaśnia, że zgodnie z artykułem 115 paragraf 4 Kodeksu karnego korzyścią majątkową lub osobistą nie jest wyłącznie korzyść, którą uzyskał sprawca danego czynu, ale też każda inna osoba.
- W tym przypadku korzyść - w postaci umożliwienia lub ułatwienia im nielegalnego pobytu na terytorium Polski - odnieśli migranci - wyjaśnia prokurator.
Prokuratura nadzorująca: znamiona przestępstwa zostały wypełnione
Taki tok myślenia potwierdza też prokurator Łukasz Janyst, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, która nadzoruje sprawę.
- Prokurator referent samodzielnie ocenia materiał dowodowy. Znamiona przestępstwa zostały wypełnione. Kwestia szkodliwości społecznej czynu zostanie oceniona przez sąd - mówi prokurator.
Być może proces zostanie przeniesiony do Białegostoku
Sąd oddalił we wtorek wniosek obrony o umorzenie postępowania karnego, a następnie rozpoznawał za zamkniętymi drzwiami wniosek prokuratury o całkowite wyłączenie jawności procesu. Sąd zdecydował, że wyłączenie jawności będzie częściowe. Proces został odroczony. Na razie nie jest znany kolejny termin.
Być może proces zostanie przeniesiony do Białegostoku, bo w hajnowskim sądzie jest zbyt mała sala, aby mogła pomieścić wszystkich przedstawicieli mediów, którzy chcą relacjonować sprawę. We wtorek o tym, kto mógł wejść do sali rozpraw, decydowało losowanie.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Reszko/ PAP