Śledczy ustalili, że zwierzęta trzymane były w fatalnych warunkach - w małych transporterach, bez dostępu do jedzenia i wody. Sąd skazał prowadzące hodowlę psów w Folwarkach Małych (woj. podlaskie) matkę i córkę na kary sześciu i dziesięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu. Nie będą mogły przez trzy lata prowadzić hodowli, ale będą mogły posiadać psy. Wyrok nie jest prawomocny.
Akt oskarżenia trafił do sądu na początku 2023 roku. Oskarżonymi były matka i córka (mają 42 i 21 lat), a postawione im zarzuty obejmowały okres od marca do października 2019 roku i dotyczyły prowadzenia legalnej hodowli psów we wsi Folwarki Małe w gminie Zabłudów.
Prokuratura oskarżyła kobiety, że działając wspólnie i w porozumieniu, znęcały się nad przeszło 20 psami, co miało polegać na utrzymywaniu zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania. Chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier. Trzymane były w wiejskim domku o powierzchni ok. 30 metrów kwadratowych.
Część miała stać w transporterach
W opisie zarzutów była mowa o pomieszczeniach zanieczyszczonych psimi odchodami, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty. Psy miały być też przetrzymywane w dużym zagęszczeniu i hałasie. A część – zgodnie z ustaleniami - bytowała w małych i brudnych tzw. transporterach, czyli kontenerach służących wyłączenie do transportu zwierząt.
Mowa też była m.in. o braku dostępu - przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby - do odpowiedniego pokarmu i do wody.
Dostały też trzyletnie zakazy prowadzenia hodowli
W piątek (12 kwietnia) Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał kobiety na kary sześciu i dziesięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu za znęcanie się nad 26 psami.
Skazane mają też zapłacić łącznie 30 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Sąd orzekł też przepadek zwierząt objętych zarzutami. Panie dostały trzyletnie zakazy prowadzenia działalności gospodarczej, takiej jak hodowla psów. Sąd nie nie zakazał im jednak posiadania psów.
- Sądowi chodzi tylko o to, żeby nie prowadziły hodowli przynajmniej przez okres trzech lat, bo jeżeli do tej pory nie doprowadziły tej hodowli do takiego stanu, jaki był oczekiwany, to trzeba paniom dać na to czas. Jeśli zechcą zająć się na powrót taką działalnością, to muszą przemyśleć swój sposób postępowania i warunki, w jakich psy ewentualnie, na przyszłość, byłyby przetrzymywane – powiedziała, w uzasadnieniu wyroku, sędzia Ewa Dakowicz.
Sąd: zaniedbania w opiece nad tymi psami musiały być kilkumiesięczne
Podkreślała też, że już pierwsze zebrane w tej sprawie dowody wskazały, iż zarzuty były zasadne. Odwoływała się do zeznań świadków (w tym inspektorów TOZ), którzy byli w hodowli na interwencji i dokumentacji sporządzonej po niej.
Przywoływała te zeznania. Wynikało z nich, że zaniedbania w opiece nad tymi psami musiały być kilkumiesięczne.
- Myślę, że bardzo wyrazisty jest ten materiał dowodowy (...). Więc jaką inną decyzję mógł podjąć sąd w tej sytuacji? – pytała sędzia Dakowicz.
Zdaniem sądu to, że dom był w remoncie nie jest żadnym tłumaczeniem
Zwracała przy tym uwagę, że przy znęcaniu się nad zwierzętami nie trzeba udowadniać intencjonalności działania.
- Zamiar krzywdzenia zwierzęcia nie musi wystąpić, wystarczy, że sprawca toleruje taki stan, w którym zwierzę jest narażone na cierpienie, ponieważ utrzymywane jest w niewłaściwych warunkach bytowych, bez odpowiedniego pokarmu, wody i powoduje to ból i cierpienie – mówiła sędzia, odwołując się do orzeczeń SN.
W ocenie sądu rejonowego tak było w tym przypadku. Sędzia nie zgadzała się z tezą obrońcy, że był to stan krótkotrwały i zastany w dniu inspekcji TOZ i policji.
Podkreślała też, że nie jest żadnym tłumaczeniem to, iż dom był w remoncie i dopiero przygotowywane były w nim warunki dla psów.
"Zrozumienia naganności swego postępowania tu w ogóle nie ma" – mówiła sędzia, odnosząc się do postawy procesowej oskarżonych.
Zwracała jednak uwagę, że to osoby niekarane, więc już samo skazanie ich może wywołać u nich "jakąś refleksję".
Oskarżyciel posiłkowy chciał kar więzienia bez zawieszenia
Wyrok nie jest prawomocny.
Obrona chciała uniewinnienia, ewentualnie warunkowego umorzenia postępowania. Natomiast prokuratura – kar więzienia w zawieszeniu, nawiązek, ale niższych niż orzekł sąd i przepadku zwierząt. Z kolei pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (TOZ) żądał kar więzienia bez zawieszenia i m.in. 10-letniego zakazu prowadzenia takiej hodowli.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TOZ Białystok