Pożar na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego trwał niemal tydzień. W niedzielę straż pożarna poinformowała o zakończeniu akcji gaśniczej. Władze parku wyznaczyły nagrodę za wskazanie osoby odpowiedzialnej za pojawienie się ognia, a sprawę ma zbadać Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
Biebrzański Park Narodowy jest największym w Polsce. Zajmuje około 59 tysięcy hektarów i chroni cenne przyrodniczo obszary bagienne. Jest ostoją wielu rzadkich gatunków, zwłaszcza ptaków wodno-błotnych i łosi. Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym trwał niemal tydzień. Według ocen służb parkowych i strażaków, prawie pewne jest, że powstał wskutek wypalania traw.
Poszkodowany nie tylko park
W wyniku pożaru spłonęło niemal 5,3 tys. ha bagiennych łąk i terenów leśnych w Biebrzańskim PN, który jest największym obszarem chronionym w Polsce. Po pożarze zawiadomienie w Komendzie Powiatowej Policji w Mońkach złożyła dyrekcja Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sprawę przejęła Komenda Wojewódzka Policji w Białymstoku, a zebrane dotąd materiały przekazała prokuraturze. W sprawie przesłuchano też pierwszych świadków. - Nie tylko Biebrzański Park Narodowy jest tutaj poszkodowanym, ale też osoby prywatne, którym spłonęły łąki - podkreślił Tomasz Krupa, rzecznik podlaskiej policji. I zaznaczył, że kierunek w śledztwie określi prokuratura, gdy zdecyduje o wszczęciu postępowania.
Kluczowe dla sprawy ma być zasięgnięcie opinii biegłych między innymi z zakresu pożarnictwa, którzy wskażą dokładną przyczynę pożaru. Według rzecznika podlaskiej policji biegli zostaną też poproszeni o ocenę strat przyrodniczych, które spowodował pożar. Jednak decyzje w tym zakresie będą podejmować śledczy.
Wyjaśnią, jak doszło do pożaru
I choć ostateczną i dokładną przyczynę pojawienia się ognia mają podać biegli, to według strażaków wiele wskazuje na działanie człowieka. - W takiej sytuacji, przy tej skali pożaru, możemy tylko powiedzieć, że tutaj brał na pewno udział człowiek. Natomiast, czy to było umyślne, czy nieumyślne, czy przypadkowe, przez nieostrożność czy głupotę, to nie jesteśmy w stanie tego na chwilę obecną stwierdzić - powiedział Marcin Janowski ze straży pożarnej w Białymstoku. Dodał, że na pewno przyczyną pożaru nie były wyładowania atmosferyczne, awaria sieci energetycznej czy zwarcie w instalacji elektrycznej. A to dlatego, że na terenie pożaru nie było burzy, nie ma też linii energetycznych. Andrzej Grygoruk, dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego wyznaczył 10 tysięcy złotych nagrody "dla tego, kto podpalacza wskaże" i powtórzył, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. - Innej możliwości tutaj nie ma. Ja nie widzę tutaj żadnej innej przyczyny pożaru - twierdzi dyrektor parku.
"Do końca roku zamknę park, jeżeli będzie taka indolencja ludzi"
Dyrektor poinformował także, że mieszkańcy wsi Kopytkowo w rejonie pożarzyska zgłosili, że na miejsce po pożarze przyjeżdża w niedzielę dużo ludzi, co jest, jak mówi, niebezpieczne ze względu na to, że należy zachować w tym miejscu szczególną ostrożność. Dodatkowym zagrożeniem jest pandemia COVID-19. Dyrektor o sprawie poinformował policję i podkreśla, że teren parku na północ od Kopytkowa w kierunku Grzęd jest zamknięty. Wszystko po to, by nie powodować w tym miejscu dodatkowego zagrożenia. - Po tym pożarze nie chcemy, żeby tam się ktoś kręcił, bo ludzie szukają jakiejś sensacji, a tej sensacji po prostu tam nie ma - powiedział Grygoruk. Zapowiada patrole służb parku i karanie mandatami osób, które próbują wchodzić na teren po pożarze. Dyrektor dodał, że jeżeli ludzie nie będą się do tego stosować, zastanowi się nad wprowadzeniem zakazu wstępu do parku "do odwołania". - Do końca roku zamknę park, jeżeli będzie taka indolencja ludzi - podkreślił Grygoruk.
Źródło: PAP/TVN24