Rodzice, ich 10-letnia córka i babcia dziewczynki zginęli w jednym z domów jednorodzinnych w Białymstoku. Według ustaleń śledczych to mężczyzna miał zabić dwie kobiety i swoją córkę, a następnie odkręcić gaz i popełnić samobójstwo. Rodzina miała założoną niebieską kartę.
Do eksplozji gazu doszło w murowanym budynku trzykondygnacyjnym na ulicy Kasztanowej w Białymstoku. Na miejscu pracowało dziesięć zastępów straży pożarnej, w tym grupa poszukiwawcza.
- Tuż po godzinie 12 otrzymaliśmy informację o wybuchu gazu w budynku jednorodzinnym. Kiedy na miejsce przyjechali strażacy, faktycznie w budynku jednorodzinnym na ulicy Kasztanowej trwał pożar, na zewnątrz wyleciały okna, drzwi tego budynku, tak że wyglądało na to, że był tam wybuch - mówił na antenie TVN24 brygadier Paweł Ostrowski ze straży pożarnej w Białymstoku.
Jak mówił strażak, jedna z postronnych osób wyniosła z budynku dziecko. Próbowała je reanimować, niestety bezskutecznie. - Strażacy weszli do środka i ewakuowali kolejne trzy osoby dorosłe. Mimo reanimacji nie udało się ich uratować - dodał Ostrowski.
Policja: to nie był nieszczęśliwy wypadek
Jak poinformował jeszcze w poniedziałek Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, po oględzinach są wstępne ustalenia śledczych.
- Ustalenia są szokujące. Wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej mamy tutaj do czynienia z rozszerzonym samobójstwem. W tej chwili te oględziny się zakończyły, policjanci wykonują jeszcze oględziny wewnątrz budynku. Dostaliśmy pozwolenie od nadzoru budowlanego do tego, żeby prowadzić dalsze czynności - przekazał Krupa.
Dodał, że rodzina miała w maju założoną niebieską kartę. To procedura wszczynana w przypadkach ujawnienia przemocy domowej.
- Do domu przy ulicy Kasztanowej policja na interwencję była wezwana 30 maja. Mężczyzna został wtedy zatrzymany, miał nie kontaktować się z rodziną i nie pojawiać w domu. I tak też było, aż do tragicznego poniedziałku - relacjonuje Mateusz Grzymkowski, reporter TVN24 zajmujący się sprawą.
Co stało się 31 sierpnia? Według hipotezy śledczych mężczyzna zabił kobiety i własne dziecko. Następnie miał odkręcić gaz i odebrał sobie życie. Poniedziałkowy wybuch miał zatrzeć ślady zbrodni.
"Drugiej córki nie było w domu"
W poniedziałek po godzinie 14 odbyła się krótka konferencja wojewody podlaskiego, komendanta policji i komendanta straży pożarnej.
Jak przekazała policja, była to rodzina: 40-letnia kobieta, 47-letni mężczyzna, 10-letnia dziewczynka i 72-letnia kobieta . Druga z córek osób, które zginęły, w chwili wybuchu była poza domem.
- Jest obecnie pod opieką psychologiczną - mówił podczas konferencji prasowej Bohdan Paszkowski, wojewoda podlaski.
Policja i prokuratura nadal wyjaśniają okoliczności i przyczyny tragedii, a także to, czy można jej było uniknąć.
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Maciej Szklarowicz/Polskie Radio Białystok