Obaj zginęli w wybuchu w fabryce prochu. Ich ciała trafiły na badania do Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Zostały zidentyfikowane przez bliskich. Później doszło do pomyłki. Jeden z pracowników zamienił kartki z danymi personalnymi zmarłych. I tak pan Piotr został skremowany i pochowany w grobie pana Tomasza, a pan Tomasz spoczął w mogile pana Piotra.
17 maja 2017 roku w dolnośląskim Mąkolnie doszło do wybuchu w fabryce prochu. W wyniku eksplozji zginęło dwóch mężczyzn, a 15 osób zostało rannych. Śledczy podkreślali, że ofiar mogło być znacznie więcej. Jednak w chwili wypadku większość pracowników była na przerwie śniadaniowej. Czytaj więcej
Piotr w grobie Tomasza, Tomasz w grobie Piotra
Śledztwo w sprawie tego, co stało się w fabryce prochu trwa. Teraz, niemal po siedmiu miesiącach, wyszło na jaw, że w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu doszło do fatalnej pomyłki. Jeden z pracowników placówki zamienił kartki przy ciałach. Stało się to już po identyfikacji zwłok przez rodziny.
W efekcie ciało pana Piotra zostało skremowane i pochowane w grobie pana Tomasza. A ciało pana Tomasza pochowane w mogile pana Piotra.
- Otrzymaliśmy informację z Zakładu Medycyny Sądowej, że w wyniku błędu edytorskiego pomylono nazwiska osób jeżeli chodzi o szczątki. W związku z tym ofiary wybuchu zostały pochowane nie pod swoimi nazwiskami - przekazuje Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. I dodaje: w każdej trumnie znajdują się tylko i wyłącznie szczątki jednej osoby. - Nie doszło do przemieszania zwłok. Zostały pomylone nazwiska, dane personalne tych osób - podkreśla prokurator.
"Nie mam ani siły, ani zdrowia"
To co się stało nie mieści się w głowach rodzinom. Jak mówi matka jednego ze zmarłych teraz tragedię przeżywają na nowo.
- Zadzwoniła do mnie żona pana Tomasza. Powiedziała, że mój syn został skremowany, a jej mąż został pochowany w miejscu Piotra. Początkowo nie wierzyłam w to co słyszę - mówi pani Małgorzata. Sprawa sprawia jej podwójny ból. Wszystko dlatego, że nie chciała, by jej syn został skremowany. - Powiedziałam, że raz został spalony przy wybuchu i więcej nie dam mu tego zrobić - mówi zrozpaczona kobieta. I dodaje: nie mam ani siły, ani zdrowia, by przeżywać to od początku.
Sprawa wyszła na jaw przez badania DNA?
Być może sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie zlecone badania genetyczne o ustalenie ojcostwa. Pogrzeby ofiar odbyły się w czerwcu. Badania DNA w listopadzie. - Gdyby nie badania genetyczne w sprawie mojej wnuczki to może byśmy nic nie wiedzieli - denerwuje się pani Małgorzata. I pyta: jak mogło dojść do tego żeby pomylić ciała?
Matka zmarłego zastanawia się kto teraz odpowie za błąd. - Chcę żeby ktoś poniósł za to wszystko konsekwencje - podkreśla kobieta.
Co teraz? - Wezwaliśmy na przesłuchanie kierownika Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu i pełnomocników rodzin. Prokurator pouczył pełnomocników i członków rodzin osób, które zginęły w wyniku tej katastrofy o tym, że mogą dokonywać zamiany tych zwłok w wyniku ekshumacji - mówi prokurator. I podkreśla: z naszej strony zaproponowaliśmy pomoc, jak w sposób techniczny wyjaśnić ten błąd człowieka. - Ewentualne konsekwencje wobec pracownika, który dopuścił się pomyłki, może wyciągać Zakład Medycyny Sądowej, a nie prokuratura - zastrzega Orepuk.
Pierwszy błąd na pięć tysięcy ekspertyz
Zakład Medycyny Sądowej podlega Uniwersytetowi Medycznemu im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Wiadomo, że do pomyłki doszło w Zakładzie Technik Molekularnych. - Sytuacja została dokładnie przeanalizowana. Pomyłka nie powinna się zdarzyć. Bardzo nam przykro, że do tego doszło. Do tej pory zakład ten wykonał pięć tysięcy ekspertyz i jest to pierwszy taki błąd - podkreśla Monika Maziak, rzecznik uczelni. I dodaje, że wprowadzono dodatkowe procedury, by sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.
Mężczyźni zginęli w trakcie wybuchu w Mąkolnie:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław