Jednym przypomina kościół, innym filmowy Hogwart z Harrego Pottera. Budynek powstał by połączyć zbiory bibliotek miejskich. Książki dzieliły jednak gmach z Miejską Kasą Oszczędności i Bankiem Miejskim. Bibliotekę Uniwersytetu Wrocławskiego zaprojektował twórca Mostu Grunwaldzkiego i dwóch największych miejskich hal targowych.
Do końca XIX wieku zbiory biblioteczne Breslau były rozsiane po całym mieście. Hermann Markgraf, znany wrocławski historyk uznał, że dłużej tak być nie może. To właśnie on nalegał na powstanie budynku, który zgromadziłby cały miejski księgozbiór.
Droższa niż zakładano
Ulica Szajnochy, przy której znajduje się gmach biblioteki, od Średniowiecza była placem targowym. Tutaj do początku XIX wieku handlowano końmi. Aby w tym miejscu mogła powstać biblioteka, miasto musiało wykupić teren od prywatnego właściciela. Udało się to pod koniec 1885 roku. Jednak już na tym etapie okazało się, że projekt będzie kosztował więcej niż zakładano.
- Radni miejscy, by zdobyć fundusze na budowę, musieli zweryfikować swoje plany. Część pomieszczeń przekazano Bankowi Miejskiemu i Miejskiej Kasie Oszczędności – wyjaśnia Luiza Bakalarczyk, kierownik sekcji informacji naukowej Biblioteki Uniwersyteckiej.
Projektem zajął się Richard Plüddemann, budowlany radca miejski, twórca Mostu Grunwaldzkiego, Mostu Zwierzynieckiego i wrocławskich hal targowych.
Tak jak w British Museum
W kwietniu 1891 roku budowę zakończono. Znaki rozpoznawcze projektu Plüddemanna to jasna polichromia, połączenie cegły i piaskowca, wykorzystanie stali oraz świetlików rozświetlających główny hol. Swoim neogotyckim wyglądem gmach miał nawiązywać do przechowywanych wiekowych księgozbiorów. Oprócz tego, zgodnie z założeniami architekta, budynek miał być ognioodporny. Świetlik i dach nad klatką schodową wykonano ze stali.
- Projektant chciał wykorzystać jak najmniej drewnianych elementów. Tak, by w razie pożaru nie ułatwiać rozprzestrzeniania się ognia – tłumaczy Bakalarczyk. Ażurowa konstrukcja ze stali do przechowywania zbiorów w magazynie również miała być odporna na działanie żywiołu. - Zapewniała ona odpowiednią wentylację i dopływ światła. Podobne znajdują się jedynie w trzech innych miejscach. W British Museum w Londynie, Bibliotece Narodowej w Paryżu i bibliotece w Karlsruhe – zachwala Bakalarczyk.
Bank, biblioteka i mieszkanie dyrektora
Parter budynku zajęła kasa oszczędnościowa oraz bank. Na piętrach zgromadzono zbiory biblioteczne, czyli ponad 150 tysięcy ksiąg. Obok magazynów i archiwum znajdowała się też czytelnia, pokój bibliotekarza i mieszkania służbowe. Jedno z mieszkań przeznaczono dla dyrektora placówki.
W latach 30. XX wieku Miejska Kasa Oszczędności została przeniesiona do betonowego molochu na Rynku. – To pozwoliło na zwiększenie powierzchni bibliotecznej – mówi Bakalarczyk.
W poszukiwaniu zaginionych dzieł
Wojna i oblężenie Breslau nie przyniosły gmachowi szkód. Miejska Biblioteka działała tutaj do końca wojny. Już w maju 1945 roku do Wrocławia przybyła grupa naukowców, których celem było utworzenie nowej biblioteki w stolicy Ziem Odzyskanych. - Rok później gmach został oficjalnie przekazany władzom Uniwersytetu Wrocławskiego – wspomina Bakalarczyk.
Pierwszym dyrektorem został dr Antoni Knot, który bardzo szybko rozpoczął intensywne poszukiwania, zaginionych i wywiezionych zbiorów na terenie Dolnego Śląska.
– Wiele z tych poniemieckich książek udało się odzyskać - mówi Bakalarczyk. - W tym czasie pracownicy biblioteki mogli zająć się tworzeniem polskiej części księgozbioru. Ludzie dobrej woli znajdowali książki na strychach i przywozili je na Szajnochy – dodaje.
Dzięki pracy wielu ludzi w głównym gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej znalazły się dzieła XIX i XX-wieczne. Wśród najcenniejszych są m.in. podworskie księgozbiory Potockich i Sanguszków.
Dla jednych Hogwart, dla innych kościół
Gdy ktoś nie wie, że w budynku przy ul. Szajnochy 7/9 mieści się biblioteka, to często myli go z kościołem. – Zwłaszcza dzieciom i wycieczkom na myśl przychodzi takie skojarzenie. Gdy dowiadują się, że tu zgromadzone są książki często są zaskoczone – przyznaje Bakalarczyk. Inni mają zupełnie odmienne skojarzenia.
- Wieża z czerwonej cegły i wieża zegarowa przypominają mi ratusz. Podobne są w wielu miastach - twierdzi z kolei Jerzy, mieszkaniec Wrocławia.
- Mnie natomiast ta biblioteka zawsze kojarzyła się z Hogwartem. Te wszystkie schody, książki na półkach i klimat przypomina mi książki o przygodach Harrego Pottera – mówi Kamil, były student Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wielka przeprowadzka
Obecnie trwa przenoszenie księgozbioru uniwersyteckiego. Do tej pory udało się przenieść część książek, czasopism i wielkoformatowe gazety. Nowy budynek biblioteki u wybrzeży Odry powstawał 10 lat i kosztował 220 milionów złotych. Od ponad roku stoi pusty, bo uczelnia nie ma pieniędzy na jej uruchomienie. Potrzebne jest m.in. 100 kilometrów nowych półek.
– Obecne konstrukcje są nie do ruszenia. Żal się rozstawać z tym budynkiem, ale tu po prostu jest za mało miejsca – kwituje Bakalarczyk.
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici