Ze środka zarośniętego pola "dzień dobry" mówi betonowy szkielet. Kolejne witają w samym sercu miasta - betonowa skorupa przy torach na Kolejowej, albo kwadratowy stelaż na Lotniczej, zaraz obok dumy Wrocławia, miejskiego stadionu. Oto galeria wrocławskich szkieletów.
- To fenomeny tego miasta – uważa Krzysiek Stęplowski, twórca bloga brzydki.wroclaw.pl. – To spektakularne architektoniczne trupy – dodaje.
Niedokończone, niedofinansowane, zaniedbane – ale nie zapomniane przez mieszkańców, którzy codziennie muszą patrzeć na stare, popękane mury, które ktoś zaczął stawiać, ale nigdy nie skończył. Z widokiem na betonową fortecę - Mieszkam tu cztery lata, a to tu tylko straszy – Paulina wskazuje na prawie 15-letnią, betonową konstrukcję przy Kolejowej, zaraz obok największego placu targowego w mieście. – Stoi, bo stoi, ale bez sensu, że tu jest. Rozebrać i może jakiś teren zielony by się tu przydał? – sugeruje Damian.
Miało być ekskluzywne biznesowe centrum z podziemnymi parkingami, a jest noclegownią dla bezdomnych i atrakcją dla amatorów intrygujących miejsc. Budowane przez firmę Jedynka Wrocławska "cudo", wyrosło w miejscu zielonego skweru w samym centrum miasta. Ale inwestycja nigdy nie doczekała się finiszu. W 2001 budowlańcy przestali się na niej pojawiać, a chwilę później zbankrutował inwestor. - Z jednej strony konstrukcja jest w bardzo złym stanie, zupełnie zniszczona, więc nikt nie chce dokończyć tej budowy. Z drugiej wyburzenie takiego molocha wiąże się z ogromnymi kosztami – tłumaczy Przemek Filar z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia. Jest jednak nadzieja – i to Nowa Nadzieja. Betonowa forteca ma się zamienić w nowoczesny kompleks Kolejowa Business Point. Już niedługo. - Będą zmiany w krajobrazie. W miejscu szkieletora powstaną trzy biurowce o łącznej powierzchni 10 tysięcy metrów – opowiada Rafał Mateusiak z firmy Nowa Nadzieja. – Podziemne parkingi, na parterze część usługowa, wyżej biura. W tym roku planujemy wyburzyć stare mury, a w przyszłym już rozpoczynamy budowę – dodaje.
Ani rolnicy, ani studenci, ani businessmani - Plany były śmiałe, no ale przyszedł kryzys – kwituje Jacek Wróblewski, jeden z jedenastu obecnych właścicieli architektonicznego wraku, stojącego na wyjeździe na Bielany. Konstrukcja zaczęła powstawać w latach 70. - Najpierw miała tam być siedziba przedsiębiorstwa rolniczego, ale firma zbankrutowała, ludzie rozkradli części i zaczęła się robić ruina – opowiada Ryszard Pacholik, wójt Kobierzyc. – Po prawie dwudziestu latach dostaliśmy te niszczejące ściany, ale sprzedaliśmy dalej. Miała tam powstać filia Wyższej Szkoły Zarządzania, ale też nie wyszło, bo konstrukcja budynku okazała się nieodpowiednia – dodaje.
W pechowy szkieletor zainwestowali więc dolnośląscy biznesmeni. Po trzech latach walk z biurokracją doczekali się pozwolenia na budowę – i złej koniunktury. - Mamy już projekty, wiemy jak po przebudowie będzie wyglądało to miejsce, ale na razie czekamy. Nie ma sensu zaczynać budowy. Musimy mieć odpowiedni dojazd, komunikację z rondem. Bez tego nic się tu nie zmieni – kwituje Wróblewski. „Stoi ruina i się marnuje” - Tam budowa w sumie nigdy nie stanęła – mówi Waldemar Siemiński, prezes drużyny koszykówki Śląsk Wrocław o piętrowym stelażu, który kilka lat temu zaczął powstawać przy Lotniczej, niedaleko Stadionu Miejskiego. Rzeczywiście, miejsce jest ogrodzone, pod niedokończonymi ścianami leży górka cegieł, a całości pilnuje stróż. I tak już od kilku lat, bo koparki rozkopały plac już w 2008 roku. - Stoi ruina, tylko się marnuje – kwituje sąsiad inwestycji, pan Ryszard. - Założenie było takie, że to będzie centrum treningowe dla koszykarzy Śląska, ale stało się jak się stało – Siemiński kwituje bankructwo klubu. – Ale skończymy inwestycję – zapewnia. Zamiast dla profesjonalnych sportowców, będzie jednak centrum rekreacyjne dla każdego. Pod szyldem Sport&Business Center ma być basen, sauny, klub fitness i siłownia. - Koniec budowy planujemy na 2013 rok – mówi Siemiński. „Miasto nie ma nic do tego” Słynny szkieletor, jako atrakcja dla przejeżdżających przez miasto pociągiem, zadziorny – bo aż czerwony od rdzy – witający przyjezdnych z południa wrak obok tabliczki Wrocław, czy budynek a’la rusztowanie jako przystanek w drodze do chluby miasta, stadionu. Magnes na turystów, czy szpetne zabytki na mapie miejsc do ominięcia? Zapytaliśmy urzędników o to, jak rozwiązać problem architektonicznych "witaczy" Wrocławia. Jak się okazuje, w ratuszu problemu nie wdzą: - To jest własność prywatna. Miasto nic do tego nie ma – kwituje po prawie tygodniu Małgorzata Kamińska z wrocławskiego magistratu.
Autor: bieru/roody/k
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław