Dziewięć osób usłyszało zarzuty w śledztwie dotyczącym śmierci 25-letniego Dmytra Nikiforenki, obywatela Ukrainy - poinformowała Prokuratura Okręgowa w Szczecinie. To policjanci, pracownicy izby wytrzeźwień, osoba z kadry kierowniczej ośrodka i lekarka z izby. Nikiforenko zmarł w lipcu - po policyjnej interwencji - we wrocławskiej izbie wytrzeźwień. Śledczy wyjaśniają, jak doszło do zgonu mężczyzny, który miał być bity i duszony. Jak przekazywała wcześniej policja, 25-latek był agresywny. Przeczą temu nagrania z kamer monitoringu z autobusu miejskiego i przystanku.
Prokuratura informowała w czwartek, że w śledztwie zatrzymanych zostało osiem osób. W komunikacie podano, że w piątek została zatrzymana dziewiąta osoba, pracownica izby wytrzeźwień, w związku z ustaleniami śledczych wynikającymi z czynności przeprowadzonych z innymi podejrzanymi.
"Trzem funkcjonariuszom policji prokurator przedstawił zarzuty przekroczenia uprawnień służbowych, znęcania się nad osobą pozbawioną wolności oraz pobicia ze skutkiem śmiertelnym" - podała szczecińska prokuratura.
Czwarty - jak poinformowano - usłyszał zarzut dopuszczenia do znęcania się fizycznego nad osobą osadzoną w izbie wytrzeźwień, co było wbrew jego obowiązkom służbowym.
Dwóm pracownikom ośrodka prokurator zarzucił fizyczne znęcanie się wraz z policjantami nad pokrzywdzonym pozbawionym wolności oraz pobicia ze skutkiem śmiertelnym.
"Lekarka z ośrodka usłyszała zarzut narażenia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia poprzez zaniechanie sprawowania właściwego nadzoru nad pokrzywdzonym i zaniechanie przeprowadzenia adekwatnej oceny stanu jego zdrowia w związku z zastosowaną wobec niego przemocą, co skutkowało śmiercią pokrzywdzonego" - podano w komunikacie.
Osobie z kadry kierowniczej ośrodka prokurator zarzucił natomiast, że podżegała ratowników medycznych do utrudniania postępowania karnego i poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej, dotyczącej pobytu pokrzywdzonego w izbie. Taki sam zarzut usłyszała zatrzymana w piątek pracownica izby.
Prokuratura wnioskowała o areszt dla dwóch policjantów, sąd się nie zgodził
Prokuratura przekazała, że wystąpiono z wnioskami o trzymiesięczny areszt wobec dwóch policjantów. Sąd nie uwzględnił ich, mimo że uznał, że "zgromadzony w toku postępowania materiał dowodowy w dużym stopniu uprawdopodobnił popełnienie przez podejrzanych zarzucanego im czynu". Nie zgodził się jednak, że wystąpiła obawa matactwa, nie podzielił też stanowiska prokuratora co do kwalifikacji prawnej.
Prokuratura poinformowała, że decyzja sądu zostanie zaskarżona. "Materiał dowodowy, w postaci przede wszystkim nagrań z monitoringu i wyników sekcji zwłok pokrzywdzonego, jednoznacznie wskazuje na zasadność zarzutów stawianych podejrzanym przez prokuratora" - zaznaczono.
Wobec pozostałych podejrzanych zastosowano dozór policji, zakaz kontaktowania się z określonymi osobami, zakaz opuszczania kraju i poręczenia majątkowe.
Dodatkowo prokurator zawiesił lekarkę w wykonywaniu zawodu "w zakresie usług medycznych wynikających z ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi" na czas trwania postępowania.
Policjanci tracą pracę
Komendant wojewódzki policji we Wrocławiu, powołując się na "ważny interes służby", jednego po drugim pozbywa się ze swoich szeregów funkcjonariuszy biorących udział w interwencji we wrocławskiej izbie wytrzeźwień. W środę dolnośląska komenda poinformowała o zwolnieniu ze służby już trzeciego policjanta.
"Zwolnienie nastąpiło w trybie określonym w art. 41 ust. 2 pkt 5 ustawy o Policji, tj. gdy wymaga tego ważny interes służby, w związku z użyciem przez funkcjonariusza środka przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej niezgodnie z obowiązującymi przepisami" - czytamy w komunikacie.
Miał być agresywny, trafił do izby wytrzeźwień
Dmytro Nikiforenko 30 lipca bawił się razem z kolegami na grillu. Mężczyźni pili alkohol. Wieczorem 25-latek wracał z imprezy autobusem linii N. W trakcie jazdy jednak zasnął i dojechał do końcowego przystanku Petrusewicza. Z mężczyzną nie można było nawiązać kontaktu, kierowca wezwał do niego karetkę. Ratownicy jednak nie widzieli podstaw, żeby przewozić pijanego 25-latka do szpitala. Na miejsce wezwano policję.
Mężczyzna został zabrany do Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym. Policja twierdziła, że w czasie interwencji zachowywał się bardzo agresywnie. Prokuratura potwierdziła, że obywatel Ukrainy zmarł jeszcze tego samego dnia, w którym trafił do izby wytrzeźwień. Tam - jak wynikało z informacji "Gazety Wyborczej Wrocław" - miał być bity i duszony, policjanci mieli użyć wobec niego pałki i gazu.
"Przez całą podróż zachowywał się spokojnie"
Dramatyczne okoliczności śmierci Dmytra Nikiforenki wyszły na jaw dopiero miesiąc po samym zdarzeniu. Początkowo policja informowała, że obywatel Ukrainy miał być agresywny. Później na światło dzienne zaczęły wychodzić kolejne materiały przeczące tej wersji.
Na nagraniach z kamer monitoringu autobusu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego we Wrocławiu, którym podróżował 25-latek widać, że przez co najmniej przez kilka godzin mężczyzna był spokojny. Co więcej, prawie w ogóle nie było z nim kontaktu.
O jego zachowaniu mówił nam także Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław: - Z informacji, jakie uzyskałem od kierowcy, a także po szczegółowej analizie monitoringu, mogę jasno powiedzieć, że pasażer przez całą podróż zachowywał się spokojnie. Zarówno przez całą podróż, jak i potem w trakcie bardzo długiej, przeszło półtoragodzinnej interwencji pracowników pogotowia ratunkowego.
Początkowo śledztwo w tej sprawie prowadziła jedna z wrocławskich prokuratur. Później - jeszcze w sierpniu - postępowanie trafiło do Świdnicy. Jak informował wówczas rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy Tomasz Orepuk, postępowanie prowadzone jest w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny. Nikt - do tamtej pory - nie usłyszał w sprawie zarzutów.
Pod koniec września Krzysztof Budnik, jeden z pełnomocników rodziny zmarłego obywatela Ukrainy, poinformował, że śledztwo w sprawie śmierci 25-latka zostało przeniesione ze Świdnicy do Szczecina.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: monitoring