Na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata wrocławski sąd skazał trzech młodych mężczyzn, którzy napadli na uczestników wrocławskiego Marszu Równości w 2018 roku. Prokuratura zarzucała im rozbój, za co groziła znacznie surowsza kara, ale ostatecznie skazani zostali za kradzież. Sąd uznał, że skoro byli zamaskowani, razem z innymi w większej grupie, to nie można ustalić, kto użył przemocy.
Jak relacjonowali pokrzywdzeni, do napaści doszło, kiedy wracali z marszu. Na wózku z tęczowym jednorożcem wieźli flagi, banery, megafon, statywy, których wcześniej używali na Marszu Równości. Zamaskowani mężczyźni, najpewniej uczestnicy jednej z kontrmanifestacji - jak ustalili śledczy na podstawie nagrań z monitoringu, było ich ośmiu - weszli w podwórko za pokrzywdzonymi.
Jeden z napastników chciał wyrwać torbę pani Annie, przewrócił ją, ciągnął za sobą, po czym sam się przewrócił. - Potem wstał, kopnął mnie w plecy, zwyzywał i wszyscy uciekli - mówiła Anna Kowalczyk-Derlęga. Zabrali statyw, flagi, baner, megafon o łącznej wartości 1100 złotych.
Ostatecznie śledczym udało się ustalić tożsamość tylko trzech z ośmiu napastników. Wszyscy bardzo młodzi, jeszcze przed dwudziestką. Zostali oskarżeni o rozbój, ale żaden nie przyznał się do bicia. Żaden nie chciał wskazać też pozostałych uczestników zdarzenia.
Kradzież, nie rozbój
We wtorek przed Sądem Rejonowym Wrocław-Śródmieście zapadł wyrok w tej sprawie. Wszyscy trzej oskarżeni zostali skazani na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ale nie za rozbój, tylko za samą kradzież. Muszą też naprawić szkody i zapłacić obojgu pokrzywdzonym po 550 złotych.
- Zdaniem sądu nie sposób przyjąć, że akurat nasi oskarżeni byli w porozumieniu co do tego, że dokonają przestępstwa rozboju. W ocenie sądu zebrany materiał dowodowy pozwala na przyjęcie - a musimy zawsze przyjąć tę wersję, która jest najkorzystniejsza dla oskarżonych - że to zachowanie sprawcy, którą panią przewrócił, groził, kopnął, było tak zwanym ekscesem, to znaczy, że nie było objęte wcześniejszym porozumieniem - uzasadniała sędzia Anna Statkiewicz.
Sędzia tłumaczyła, że brakuje dowodów na to, że którykolwiek z oskarżonych bił uczestników marszu. Dodała, że odniosła wrażenie, iż wszyscy oskarżeni przestraszyli się konsekwencji, jakie mogły ich spotkać za swoje czyny, a dozór kuratora pozwoli im prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie.
"Kara, która nie odstraszy"
Dość odmienne zdanie mają pokrzywdzeni, którzy nie do końca są zadowoleni z wyroku.
- Z jednej strony ja nie chciałam, żeby oni poszli do więzienia. Z drugiej strony dalej będziemy uważać i mówić wszystkim, którzy są na naszych zgromadzeniach: uważajcie. Nie wydaje mi się, żeby to była kara, która odstraszy potencjalnych faszystów, żeby nie atakowali ludzi o odmiennych poglądach - twierdzi Anna Kowalczyk-Derlęga, jedna z poszkodowanych.
Wtóruje jej inny pokrzywdzony, Krzysztof Niciejewski. - Jeżeli ktoś już jest zdemoralizowany, to kara w zawieszeniu dla niego to nie jest kara - przyznaje.
Wyrok jest nieprawomocny.
Autor: ib/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock