Kilka godzin wozili martwą pacjentkę. Trzy razy przyjeżdżali przed szpital przy ulicy Koszarowej we Wrocławiu, w tym dwukrotnie z nieżyjącą już kobietą. Na miejsce wezwano policjantów, którzy znaleźli przy jednym z sanitariuszy amfetaminę. Sprawę bada już prokuratura.
Pacjentka w pierwszej kolejności trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ulicy Borowskiej we Wrocławiu. Jak mówi rzeczniczka szpitala Monika Kowalska, w czwartek nie było możliwości, aby przyjąć ją na oddział. - Została wstępnie przebadana. Jej stan pozwalał na transport. Personel uzgodnił ze szpitalem przy Koszarowej, że ją przyjmą na oddział zakaźny - mówi Kowalska.
Wówczas transport pacjentki przyjął nietypowy obrót.
Trzy razy na Koszarową
- W sumie wczoraj do szpitala przy ulicy Koszarowej pacjentka trafiła trzykrotnie. Za pierwszym razem przyjechała transportem międzyszpitalnym, ale nie trafiła na izbę zakaźną, ponieważ sanitariusze zorientowali się, że nie mają dokumentacji medycznej i, jak sądzę, wrócili po tę dokumentację. O tej godzinie 14 myśmy nie widzieli pacjentki - mówi Urszula Małecka, rzeczniczka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Koszarowej we Wrocławiu.
Półtorej godziny później - około godziny 15.30 - ten sam transport medyczny pojawił się ponownie na izbie zakaźnej. Wówczas już lekarze stwierdzili zgon kobiety. W tego typu przypadkach, dopóki szpital nie przyjmie pacjenta na oddział, nie odpowiada za niego. W związku z tym sanitariusze otrzymali polecenie odwiezienia zmarłej pacjentki do placówki macierzystej - szpitala przy Borowskiej.
- Ci sami sanitariusze, z tą samą pacjentką, trafili do nas o godzinie 19, ale tym razem na izbę internistyczną. Również usłyszeli, że pacjentka nie żyje i należy z nią jechać do placówki macierzystej. Co się działo z pacjentką w tym czasie? Dlaczego trafiała do nas trzykrotnie? Nie umiem tego wytłumaczyć, trudno mi to zrozumieć - przyznaje Małecka. Dodaje, że szpital nie miał wcześniej podobnych doświadczeń.
Okoliczności są wyjaśniane
Po trzeciej próbie przekazania pacjentki przed szpital przy Koszarowej wezwano policję. W trakcie czynności przy jednym z sanitariuszy policjanci znaleźli amfetaminę.
- Wczoraj w godzinach wieczornych wrocławscy funkcjonariusze zatrzymali jednego z pracowników firmy zajmującej się transportem sanitarnym. Zarówno przy mężczyźnie, jak również w jego miejscu zamieszkania policjanci ujawnili środki odurzające w łącznej ilości kilkuset porcji handlowych. 31-latek trafił do pomieszczenia dla osób zatrzymanych, wykonywane są z nim dalsze czynności pod nadzorem prokuratury - poinformował Krzysztof Marcjan z biura prasowego wrocławskiej policji.
31-latkowi pobrano krew do badań, aby sprawdzić, czy był pod wpływem narkotyków. Śledztwo wszczęła już prokuratura. Prokurator rejonowa dla wrocławskiej dzielnicy Psie-Pole Beata Łęcka potwierdziła, że lekarze stwierdzili zgon pacjentki przewożonej w karetce, a sprawa zarówno transportu, jak i odkrytych narkotyków jest wyjaśniania.
- Sprawa została zarejestrowana w piątek rano i mieliśmy zaledwie kilka godzin na pierwsze ustalenia. Dlatego nie informujemy o szczegółach. Zatrzymany mężczyzna był jednym z dwóch członków załogi. Jego zadaniem była opieka nad przewożonym pacjentem, drugą osobą był kierowca. Ten transport miał dosyć nietypowy przebieg, dlatego wszystko trzeba dokładnie sprawdzić - powiedziała prok. Łęcka.
Rzecznik USK Monika Kowalska poinformowała, że szpital powoła specjalną komisję do wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego zdarzenia.
- Jesteśmy w stałym kontakcie z policją i prokuraturą, której przekazaliśmy dokumentację medyczną. Sprawdzamy możliwości prawne, by rozwiązać umowę z firmą świadczącą nam usługi transportu medycznego - napisano w komunikacie szpitala, który zlecił transport prywatnej firmie.
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP