Wrocławscy społecznicy chcieli, by jedna z powstających w mieście ulic nosiła nazwę Wilhelma Grapowa - architekta, który opracował projekt dworca kolejowego Wrocław Główny. Na to jednak nie było zgody radnego Prawa i Sprawiedliwości. - Wrocław od 70 lat jest polski, należy go uczynić miastem polskim - twierdzi.
Propozycję nazwania nowej ulicy imieniem Wilhelma Grapowa, na wrocławskim Jagodnie zgłosiła Komisja Nazewnictwa Ulic działająca przy Towarzystwie Miłośników Wrocławia. Społecznicy uznali, że Grapow byłby idealnym patronem. Wszystko dlatego, że okoliczne uliczki noszą nazwy odnoszące się do kolejnictwa, a Grapow w XIX-wiecznym Breslau zaprojektował budynek dworca głównego, z którego do dziś korzystają podróżni.
- We Wrocławiu powinniśmy honorować przede wszystkim osoby zasłużone dla naszego miasta, a Grapow taki był. Zdecydowanie zasłużył na ulicę w naszym mieście - mówi Marek Karabon z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia i członek Komisji Nazewnictwa Ulic.
Wrocław za mało polski?
Propozycja nie spodobała się jednak Komisji Kultury i Nauki przy radzie miejskiej. Jej członkowie stosunkiem głosów trzy do dwóch stwierdzili, że ulicy Grapowa na Jagodnie nie będzie. Dlaczego? Pytamy o to radnego, który Grapowowi powiedział stanowcze "nie".
- Niechętna Polsce polityka Niemiec spowodowała, że uznałem, że Wrocław nie powinien honorować w tym momencie niemieckiego inżyniera - mówi Tomasz Małek, radny miejski z Prawa i Sprawiedliwości.
Wygląda na to, że zdaniem radnego stolica Dolnego Śląska jest "za mało polska". - Wrocław już od 70 lat jest polski. Nie stało się to decyzją władz polskich, a decyzją światowych mocarstw. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Wrocław należy uczynić miastem polskim i stąd taka decyzja - argumentuje radny.
Jego zdaniem Grapowa można byłoby uczcić, ale na przykład poprzez postawienie tablicy na dworcu. Ulica to zdecydowanie za dużo.
- Dziś to jest niewłaściwe i niegodne. Wprawdzie budował koleje na Dolnym Śląsku, ale wtedy było to Cesarstwo Niemieckie, on po prostu wypełniał swoje zadania możliwie jak najlepiej - podkreśla Małek. Co np. z Ronaldem Reaganem, który we Wrocławiu ma swoje osobiste rondo? Były prezydent USA radnemu odpowiada.
"To brzmi jak wczesny Bierut"
Zdaniem społeczników argumentacja radnego przypomina argumentację władz PRL.
- To co mówi radny brzmi jak wczesny Bierut, gdy mówiło się, że Wrocław to gród piastowski i że wszystkie kamienie muszą mówić po polsku. Wrocław się spolszczało, ale to powinno zostać pogrzebane - ripostuje Karabon.
Według niego z ponad tysiącletniej historii miasta powinno brać się to co najlepsze, bo brak sympatii do Niemców nie przeszkadza nam w korzystaniu z osiągnięć przedwojennych mieszkańców miasta. - Tym sposobem tracimy kilkaset lat naszej historii - podkreśla społecznik.
Dla ulicy na Jagodnie wybrano innego potencjalnego patrona, którego przegłosować będą musieli miejscy radni. Komisja zaproponowała polskiego inżyniera Stanisława Kosińskiego, który z Dolnym Śląskiem wspólnego nie miał nic. Budował koleje, ale w Galicji.
Radnemu Małkowi nie podoba się też nazwa jednego z symboli Wrocławia: Hali Stulecia. Dlaczego? Bo to nazwa odnosząca się do odezwy króla Fryderyka Wilhelma III do narodu pruskiego z 1813 roku. Hala powstała na setną rocznicę jej wydania. Król Prus apelował w niej o włączenie się społeczeństwa do walki przeciw Napoleonowi. Dlatego radny Małek chciałby zmiany nazwy Hali Stulecia na Halę im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Bo książę poległ w bitwie pod Lipskiem.
Wilhelm Grapow na razie nie doczeka się swojej ulicy na wrocławskim Jagodnie:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: fotopolska.eu, TVN24 Wrocław