Matka nie chciała się nimi opiekować, więc muszą to robić za nią pracownicy zoo. Staś, Mirek i Andrzej - bo tak nazywają się wrocławskie lemury wari - nabierają powoli sił i uczą się już wspinać po gałązkach.
Małe lemurki mają już trzy tygodnie. Przyszły na świat w nocy. Pracownicy ogrodu zoologicznego znaleźli je nad ranem na wybiegu. Matka je odrzuciła i nie chciała ich karmić, dlatego teraz jedzą z butelki.
- Lemurki dużo śpią i wcześnie się budzą. A jak wstają to krzyczą, że są głodne. Dokładnie tak jak małe dzieci - opowiada Ryszard Topola, rzecznik wrocławskiego zoo. Pracownicy starają się jak najlepiej zastąpić im naturalną opiekę rodziców. Zwierzęta wymagają specjalnej pielęgnacji. Po każdym posiłku opiekun wyciera im pyszczek i masuje brzuch, tak jakby robiła to matka.
Muszą mieć ciepło
Najbliższe tygodnie małe lemury spędzą w swoim pomieszczeniu o podwyższonej temperaturze. Muszą mieć cieplej niż pozostałe zwierzęta.
- Pogoda jest nienajlepsza, a poza tym staramy się żeby lemury rozwijały się w przyjaznych warunkach - tłumaczy Topola. Takie spacjalne traktowanie młodych potrwa jeszcze długo. Jeszcze przez miesiąc będzie je trzeba karmić butelką. Potem prawdopodobnie zaczną przyjmować stały pokarm. - Opieka potrwa bardzo długo ponieważ przez większość czasu lemury żyją w rodzinie.
Lemury wari są wyjątkowo rzadkie. To gatunek spokrewniony z lemurami katta, których przedstawicielem jest animowany bohater bajek - Król Julian. Występują tylko na Madagaskarze.
- Sytuacja lemurów wari jest na krawędzi katastrofy ekologicznej. Dlatego tak bardzo nam zależy żeby Staś, Mirek i Andrzej prawidłowo się rozwijali. Są na dobrej drodze do samodzielności, czują się bardzo dobrze.
Autor: balu
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe wrocławskiego zoo