Myślę, że każdy mężczyzna by się przejechał - mówi pracownik jednej z wrocławskich myjni o tym dlaczego - pomimo braku prawa jazdy - wsiadł za kierownicę sportowego auta klienta . Jak podkreśla, chciał tylko, po aprobacie ze strony klienta, przestawić samochód. Jazdę skończył na drzewie. Po kolizji działająca od 2001 roku myjnia musi zakończyć działalność.
27 stycznia po południu właściciel sportowego dodge'a challengera pojawił się w myjni przy ulicy Zakładowej. Gdy za usługę polerowania felg płacił 150 złotych, nie mógł przypuszczać, że kilka minut później jego auto zostanie uszkodzone przez pracownika myjni. A straty będą dużo wyższe niż cena, którą zapłacił za wykonanie usługi.
"Wyjedziesz, przejedziesz się"
Na zapisie z kamery monitoringu umieszczonej w biurze myjni najpierw widać pracownika myjni. Mężczyzna mówi do klienta: - To ja bym prosił, żeby pan wyjechał tym autem i stanął mi tutaj. Klient - jak twierdzi szefowa myjni, to właściciel dodge'a - stoi na zewnątrz pomieszczenia. Na nagraniu słychać niewyraźny fragment odpowiedzi: - (...) wyjedziesz, przejedziesz się. Na co pracownik myjni odpowiada: - Tak? Dobra. Po chwili mężczyźni wchodzą do biura. Rozmawiają, regulują opłatę, a pracownik załatwia formalności. Wszystko trwa ponad dwie minuty. W końcu pracownik wstaje od biurka. I słyszy od klienta: - Jak wsiądziesz, to wciśnij start i możesz wyjechać. Mężczyźni jeszcze chwilę rozmawiają i odchodzą.
Cofa, odjeżdża, wpada w poślizg i uderza w drzewo
To, co stało się później, widać na nagraniu z drugiej kamery. Klient chodzi po parkingu, a pracownik kieruje się prosto do sportowego auta. Wsiada do środka i odpala samochód. Powoli cofa. I skręca w lewo. Po chwili wykonuje jeszcze jeden skręt, rozpędza się, traci panowanie nad autem, wpada w poślizg i kończy jazdę. Dalszy efekt widać z kolei na nagraniu udostępnionym przez pracownika pomocy drogowej. Samochód został rozbity na stojącym przy parkingu drzewie. Na wideo słychać też wymianę zdań pomiędzy nagrywającym, a klientem. Ten wymienia parametry zniszczonego dodge'a: niemal 500 koni mechanicznych mocy i 6,4 litra pojemności silnika. Wartość auta oszacował na około 200 tysięcy złotych.
Nie zrozumieli się?
Na ostatnim z nagrań pada sformułowanie: "Jeden z pracowników myjni postanowił przejechać się tym samochodem po parkingu i rozwalił panu auto. Fantazja go poniosła, za duża moc w silniku i rozbił panu dodge'a challengera". - Chciał mi się dać przejechać. Byłem bardzo zajarany tym autem. Nie ukrywajmy, że właścicielowi tego auta podobało się, że zachwycam się jego samochodem. Poprosiłem, czy mogę wyjechać, a on powiedział krótko: "to jedź". Wziąłem kluczyki i w zasadzie wykonałem polecenia klienta - twierdzi pan Tomasz, pracownik myjni, który rozbił auto klienta. Z kolei jak opisuje "Gazeta Wrocławska" , której udało porozmawiać się z właścicielem zniszczonego auta, ten kategorycznie zaprzecza, by pozwolił pracownikowi myjni jeździć. Mężczyzna podkreśla, że auto miało zostać jedynie przestawione w inne miejsce. "Na pewno nie powiedział niczego, co pracownik myjni mógłby zinterpretować jako zgodę "na przejechanie się" samochodem dalej niż kilka metrów, żeby umożliwić wyczyszczenie felg" - czytamy na portalu "Gazety Wrocławskiej". Pan Tomasz utrzymuje, że po wyjechaniu z myjni chciał stanąć przy biurze. Jednak miał na to nie mieć miejsca. - Musiałem zrobić większe kółko. Chciałem wyjechać na prostą, była tam pani na rowerze, która jechała mi prosto na maskę. Chciałem skręcić delikatnie w prawo, ale nie skręciłem, bo wpadłem w poślizg. Straciłem panowanie nad kierownicą i auto samo pojechało - relacjonuje to, jak doszło do kolizji z drzewem. Dlaczego wsiadł za kierownicę mimo braku prawa jazdy? O to zapytała mężczyznę Małgorzata Marczok, reporterka TVN24. - Wie pani, dodge challenger, 500 koni, cztery sekundy do setki. To chyba wszystko tłumaczy. Myślę, że każdy mężczyzna by się przejechał - stwierdził pracownik myjni. I dodał, że żałuje tego, co się stało.
Dwa mandaty dla pracownika. Myjnia do likwidacji
O kolizję zapytaliśmy policję. - Podczas usługi mycia samochodu pracownik myjni przeparkowywał pojazd. Podczas tego manewru stracił jednak panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo - informował Krzysztof Marcjan z biura prasowego wrocławskiej policji. Dodał, że mężczyzna został ukarany dwoma mandatami. Jednym za kierowanie pojazdem pomimo braku uprawnień, a drugim za spowodowanie kolizji. W sumie pan Tomasz ma do zapłacenia 700 złotych. Zderzenie odbiło się też na działalności, istniejącej od 2001 roku, myjni samochodowej. Właścicielka myjni otrzymała wypowiedzenie umowy najmu. - To był wybryk mojego pracownika. On bardzo tego żałuje, a największe konsekwencje ponosi myjnia - podkreśla Anna Łubniewska, właścicielka myjni. I zaznacza, że jej pracownik nie powinien się znaleźć w tym miejscu i nie powinien wsiadać do auta. Jej zdaniem do sytuacji doszło przez brak wyobraźni zarówno ze strony pracownika, jak i klienta. Podkreśla jednak, że ten ostatni w obliczu okoliczności, w których się znalazł, zachował "niesamowity spokój".
Źródło: TVN24 Wrocław, Gazeta Wrocławska
Źródło zdjęcia głównego: zapis z kamery monitoringu na myjni samochodowej/ POMOC DROGOWA WROCŁAW AUTO-HARD