Burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec mówi, że "zabrakło komunikacji pomiędzy samorządem, Wodami Polskimi i sztabem zarządzania kryzysowego". W jego opinii tama nie była przygotowana na przyjęcie tak dużej ilości wody. - Wymagała modernizacji, przebudowy. Nie spełniała swojej roli. Okazało się, że kanały przelewowe nie pracowały - twierdzi Chromiec. O tym, że wał został przerwany, nie został zaalarmowany. - Nie miałem takiej informacji - mówi.
- Nastąpił brak komunikacji pomiędzy nami, Wodami Polskimi, ale też sztabem zarządzania kryzysowego. Te informacje o zbiorniku powinny do nas docierać. Powinniśmy mieć pełną dokumentację, instrukcję działań odnośnie tego, jak należy postąpić w przypadku zagrożenia zbiornika suchego, który wypełnił się 14 września - powiedział w rozmowie z TVN24 Dariusz Chromiec.
Burmistrz Stronia Śląskiego o braku komunikacji
Burmistrz Stronia Śląskiego odniósł się również do kwestii monitorowania stanu wody i tego, co działo się na tamie między 14 a 15 września.
- Raportowanie było między 14 a 15 września. Wody Polskie co godzinę przedstawiały nam stan, tyle tylko że poziomu wody w zbiorniku. Rozmawiałem z kierownikiem RZGW w Kłodzku na temat tego, co będzie się działo, jeśli woda będzie przelewała się przez wały, i jaki mamy czas na ewakuację. Powiedziałem, że ewakuacja już trwa, ale muszę wiedzieć, ile wały wytrzymają. Odpowiedział mi, że sytuacja jest trudna. Mówił o stabilizacji zbiornika - podkreślił burmistrz.
Jak dodał Chromiec, krótko po godzinie 1 w nocy "otrzymał potwierdzenie, że zbiornik jest stabilny, następuje przelew przez czaszę murowaną, i że właściwie zarządzono ewakuację miasta". W niedzielę (15 września) po godzinie 10.30 nikt się już z nim nie skontaktował. Nie otrzymał informacji, że wał został przerwany.
- Jest w oświadczeniu Wód Polskich, że o godzinie 7 była taka informacja, ale do nas ona nie dotarła i moje służby tego nie potwierdziły. Nie miałem takiej informacji - przyznał Dariusz Chromiec.
Czytaj też: "Takiej informacji nie znaleźliśmy". Burmistrz Kłodzka o tym, jak dowiedział się o nadciągającej fali
Tama wymagała przebudowy
W jego opinii tama, która została przerwana, miała już swoje lata i konieczna była modernizacja.
- Wymagała modernizacji, przebudowy. Tama nie spełniała swojej roli. Okazało się, że przelewowe kanały nie pracowały. Jeden przepływowy kanał to za mało. Ewidentnie nie było spuszczania wody, tak żebyśmy mogli ją regulować. To stara budowla hydrotechniczna, która po prostu zużyła się. Większe ilości wody, które napłynęły do zbiornika, spowodowały, że nie wytrzymały wały ziemne - podsumował burmistrz.
To nie pierwszy samorządowiec, który zwraca uwagę na zły przepływ informacji. Wcześniej burmistrz Kłodzka Michał Piszko przekazywał, że nie dostał informacji na temat nadciągającej fali od służb, tylko od dziennikarki. - Potwierdzam, że chwilę po godzinie 12 otrzymałem taką informację od jednej z redaktorek lokalnego portalu. Ale też nie mogłem do końca dać wiary tym informacjom - mówił w TVN24 Michał Piszko, który o pęknięciu tamy w pobliskiej miejscowości - co skutkowało zalaniem jego miasta - nie dowiedział się od władz powiatowych ani od Wód Polskich.
Reakcja Wód Polskich
- Wody Polskie nie mają alternatywnej łączności radiowej i satelitarnej - przyznała podczas czwartkowej konferencji prasowej prezes Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Joanna Kopczyńska.
Szefowie Wód Polskich przyznali, że w firmie nie ma alternatywnej łączności np. satelitarnej czy radiowej takiej, jaką dysponuje np. policja, Straż Pożarna czy GPPR. "Nikt po prostu jej nie kupił, nikt o to nie zadbał" - powiedziała Kopczyńska, dodając, że porządkowaniem sytuacji w Wodach Polskich zajmuje się dopiero od 8 miesięcy.
Prezes zaznaczyła też, że władze Stronia Śląskiego zostały poinformowane o możliwości przerwania zapory już w sobotę, 14 września br. o godz. 22.52.
We wtorek Wody Polskie wydały oświadczenie w sprawie zniszczenia tamy w Stroniu Śląskim. Podkreślono, że prace prowadzone wcześniej na zbiorniku w Stroniu Śląskim nie mogły mieć wpływu na stabilność konstrukcji zapory i nie mogły przyczynić się w żaden sposób do zniszczenia obiektu.
W oświadczeniu Wód Polskich przedstawiono przebieg wydarzeń z 15 września, kiedy rozmyła się zapora ziemna suchego zbiornika w Stroniu Śląskim na potoku Morawka. "W niedzielę około godz. 10:35, ze względu na ciągły napór wody na konstrukcję zbiornika, doszło do rozmycia zapory ziemnej i woda przelała się przez obiekt w całkowicie niekontrolowany sposób. Zbiornik w Stroniu Śląskim był przygotowany na przepływ rzędu 70-80 m3/s, a przyjął falę powodziową 320 m3/s, czyli czterokrotnie większą. Należy podkreślić, że dokładne przyczyny awarii zbiornika muszą zostać szczegółowo zbadane" – podano.
Wody Polskie wskazały również, że w momencie przelania się wody przez zaporę ziemną zbiornika poinformowano centrum zarządzania kryzysowego w Stroniu Śląskim za pomocą obecnej na miejscu straży miejskiej. "To była jedyna możliwa droga komunikacji w tym momencie, ponieważ wystąpił całkowity brak łączności telefonicznej i komunikacji w całym regionie. Nadzór wodny w Kłodzku otrzymał nieoficjalne informacje, że nastąpiło przebicie zapory ziemnej zbiornika w Stroniu Śląskim około godziny 11:45. Niestety, nie można było potwierdzić tych informacji z powodu braku łączności. Dopiero o godzinie 13:05 potwierdzono te informacje" – poinformowano.
Podkreślono, że do czasu utraty łączności operatorzy zbiornika informowali co godzinę centrum zarządzania kryzysowego w Stroniu Śląskim o sytuacji. "Ponadto kierownik nadzoru wodnego w Kłodzku poinformował Burmistrza Stronia Śląskiego o koniecznej ewakuacji już w sobotę 14 września o godzinie 22:52. Informację o koniecznej ewakuacji ludności przekazał również operator zapory Stronie Śląskie w niedzielę 15 września, tuż po godzinie 7:00" – podkreślono.
Prokuratura sprawdzi sprawę tamy
Świdnicka prokuratura prowadzi postępowanie sprawdzające w sprawie przerwania zapory ziemnej suchego zbiorniku w Stroniu Śląskim. Po tym, jak w niedzielę, 15 września, pękła tama - wielka woda spustoszyła miasto i kolejne położone obok miejscowości. Zaś prokuratorzy z Głogowa nadzorują śledztwo w sprawie zagrożenia przerwania wałów przeciwpowodziowych w Bartodziejach, do którego miało dojść w piątek i sobotę.
W czwartek prok. Mariusz Pindera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy, poinformował, że prokuratura sprawdzi, czy zachodzi podejrzenie spowodowania katastrofy na tamie w Stroniu Śląskim "w sposób zawiniony, wskutek działań czy zaniechań ze strony człowieka". Prok. Pindera powiedział, że w najbliższym czasie w tej sprawie najprawdopodobniej zostanie wszczęte śledztwo.
"Zbieramy dokumentację w tej sprawie od Wód Polskich, samorządów, organów nadzoru budowlanego. Ustalmy też kwestie techniczne związane z możliwością przeprowadzenia oględzin tamy i okolicy" – przekazał prokurator.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24