Przed wrocławskim sądem trwa proces o kradzież 5,5 mln złotych z sortowni pieniędzy. We wtorek zeznawał pracownik sortowni, który wydał gotówkę oszustom podającym się za konwojentów. Nie rozpoznał jednak żadnego z oskarżonych.
Krzysztof B. i Paweł O. są oskarżeni o to, że 10 marca 2010 r. pobrali z sortowni we Wrocławiu gotówkę, która miała trafić do jednego z banków. Za wyłudzenie pieniędzy o znacznej wartości grozi im do 10 lat więzienia.
Według prokuratury Krzysztof B. wraz ze wspólnikiem podjechali pod sortownię pieniędzy autem bardzo podobnym do tego, którym firma ochroniarska konwojowała pieniądze. Mieli na sobie stroje konwojentów i legitymując się fałszywymi dokumentami pobrali z centrum obsługi gotówkowej 5,5 mln zł, które miały trafić do jednego z wrocławskich banków. Pieniędzy nie odzyskano.
Nie pamięta komu dał pieniądze
- Nie pamiętam, kto fizycznie odebrał te pieniądze - powiedział pytany we wtorek przez sędziego pracownik sortowni. Jednocześnie świadek przyznał, że nie sprawdził ani licencji konwojentów, ani ich dowodów osobistych, nie zwrócił również uwagi na pojazd, których wjechali do tzw. śluzy.
- Wziąłem dowód bankowy i sprawdziłem podpis z listą osób upoważnionych do odbioru gotówki i tam znajdowało się to nazwisko. Dowód bankowy i podpis się zgadzały, dlatego wydaliśmy te pieniądze. Dopiero po godzinie przyjechał następny konwój po te same pieniądze - cytuje zeznania PAP.
Podszył się pod prawdziwego konwojenta
Już wcześniej śledczy ustalili, że na dowodzie bankowym widniało nazwisko prawdziwego konwojenta firmy ochroniarskiej. Miał on tego dnia wolne i jak we wtorek zeznał w sądzie, nigdy nie zgubił swoich dokumentów, nikomu też nigdy nie opowiadał o szczegółach swej pracy.
- Gdy pobierałem gotówkę, podpisywałem się na kwicie bankowym tak samo, jak w dowodzie osobistym: pierwszą literą imienia i nazwiskiem. Praktycznie nie sprawdzano mi ani dowodu osobistego, ani innych dokumentów, a tylko dokument na pobranie danego pakietu do konwoju - wyjaśniał konwojent, pod którego podszył się jeden z oszustów.
Przyjechali autem używanym do konwojów?
Z kolei szef konwojentów w firmie ochroniarskiej tłumaczył przed sądem, że do marca 2010 r. tzw. kwity bankowe, na które pobierano gotówkę, nie były drukami ścisłego zarachowania. Dodał, że na liście osób uprawnionych do pobierania pieniędzy znajdowali się wszyscy pracujący konwojenci, ale bank otrzymywał zakodowaną informację drogą elektroniczną, kto danego dnia jedzie po gotówkę.
- Bank przekazywał te nazwiska również drogą elektroniczną do sortowni. Zawsze do tak wartościowego konwoju wysyłaliśmy skład trzyosobowy i pojazd opancerzony, który często miał też wsparcie drugiego wozu - powiedział szef konwojentów. W jego ocenie oszuści przyjechali do sortowni autem, jakie również było używane w transportach, jednak jego wyposażenie było inne. Sami konwojenci również zachowali się nietypowo.
Były policjant wciąż w areszcie
- Oskarżony Krzysztof B. przyznał się do popełnienia tego czynu i składał wyjaśnienia, które wskazały na współudział Pawła O. Ten pierwszy zmieniał później swoje wyjaśnienia, a O. nie przyznaje się do udziału w przestępstwie - poinformowała prokurator Agnieszka Warzynek. Oskarżeni zostali zatrzymani przez policję w grudniu 2012 r. i aresztowani. Paweł O. odpowiada obecnie przed sądem z wolnej stopy. Krzysztof B. wciąż przebywa w areszcie. Po jego zatrzymaniu policja potwierdziła, że był kiedyś funkcjonariuszem w wydziale prewencji, ale odszedł ze służby 10 lat wcześniej.
Do zuchwałej kradzieży doszło na terenie Wrocławia:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: tam/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24