Dolnośląski Wojewódzki Konserwator Zabytków wydał decyzję w sprawie wpisania do rejestru zabytków mostu kolejowego nad Jeziorem Pilchowickim. W uzasadnieniu podkreślono jego walory historyczne, estetyczne oraz naukowe. Decyzja ta prawdopodobnie kończy debatę na temat możliwości wysadzenia obiektu przez ekipę filmowców z Hollywood.
Most kolejowy w Pilchowicach oddano do użytku w 1906 roku. Jest on częścią malowniczej linii kolejowej nr 283; znajduje się na odcinku Jelenia Góra - Lwówek Śląski. Konserwator zabytków w swojej opinii określił go "najbardziej spektakularnym wśród obiektów inżynieryjnych linii". Most zamknięto w 2016 roku ze względu na zły stan techniczny. Ruch kolejowy na tym odcinku został wstrzymany.
Szumne zapowiedzi
W marcu tego roku pojawiły się pierwsze informacje, jakoby zabytkowy most miał zostać wysadzony w trakcie realizacji produkcji siódmej części filmowej serii "Mission: Impossible" z Tomem Cruisem w roli głównej. Wówczas zarządzająca obiektem spółka PKP PLK zdementowała informację o planach wysadzenia przeprawy.
Na przestrzeni miesięcy temat jednak regularnie wracał w mediach i na forach społecznościowych.
W realizację produkcji roboczo zatytułowanej "Libra", do której zdjęcia miały być kręcone między innymi na moście, zaangażowana jest firma Alex Stern. Jej prezes, Robert Golba, pytany o to, czy most na potrzeby produkcji zostanie wysadzony lub czy w jakiś inny sposób naruszona zostanie jego konstrukcja, podkreślił, że "zakres sceny, czego ona będzie dotyczyć, jak będzie wyglądała, jest informacją poufną". Jednak "Faktom" TVN przyznał: - Most rdzewieje, linia jest nieużywana. Według wszelkich znaków na niebie, naprawa tej linii kolejowej jest ekonomicznie nieuzasadniona.
Z kolei w wywiadzie dla Wirtualnej Polski opublikowanym pod koniec lipca wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Paweł Lewandowski deklarował, że na amerykańskiego producenta czekają z otwartymi ramionami.
- Ja bym się nie fiksował, że to jest zabytek. Nie każda stara rzecz jest zabytkiem. Wyraźnie jest napisane w ustawie, że zabytkiem jest tylko to, co ma wartość społeczną, artystyczną bądź naukową. W sztuce i kulturze ta wartość powstaje tylko wtedy, jeśli jest relacja między obiektem kultury a człowiekiem. Jeśli więc obiekt jest nieużytkowany, niedostępny, to nie ma takiej wartości. Więc to nie jest zabytek - mówił Lewandowski.
Obiekt jednak już wtedy znajdował się w ewidencji zabytków. Równocześnie trwała procedura wpisania go do rejestru.
"Nikt nie prosił o pozwolenie na zniszczenie"
Wyraźny sprzeciw pomysłom wysadzenia mostu wyrazili m.in. lokalni historycy i miłośnicy zabytków, uruchamiając internetową petycję skierowaną do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. W obronie mostu stanął Komitet Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego. Sprawą zainteresowali się również politycy.
Głos zabrał nawet reżyser filmu Christopher McQuarrie. Na łamach magazynu "Empire" oświadczył, że "nikt związany z produkcją filmu nie prosił o pozwolenie na zniszczenie historycznego zabytku w Polsce". Według reżysera to Polacy wyrazili zainteresowanie użyczeniem niefunkcjonalnego mostu do tej sceny.
"Producenci filmu zgodzili się zniszczyć niebezpieczne fragmenty mostu, które wymagały przebudowy, nie ruszając kamiennych podpór. Mieliśmy też zamiar zrekompensować wszelkie szkody, jakie to niezbędne zniszczenie mostu mogłoby spowodować. Ludzie, z którymi rozmawialiśmy, byli podekscytowani możliwością sprowadzenia dużej produkcji filmowej do Polski i środkami, które wstrzyknęłaby do miejscowej ekonomii. Byli też zachwyceni, że umożliwilibyśmy budowę nowego mostu, która w innym przypadku mogłaby nie dojść do skutku" - tłumaczył McQuarrie.
Most w rejestrze zabytków
Reżyser uciął spekulacje na temat pojawienia się amerykańskiej ekipy w Polsce. Całą debatę najprawdopodobniej zamyka opublikowana we wtorek decyzja Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
- Ze względu na ogromne zainteresowanie tematem i ogólnokrajową rangę sprawy, dla rozwiania wątpliwości co do stanu zaawansowania procedury administracyjnej mającej na celu wpis do rejestru zabytków mostu kolejowego nad Jeziorem Pilchowickim, zdecydowaliśmy się na opublikowanie decyzji kończącej postępowanie Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w tej sprawie. Decyzja wprowadzona została do obiegu prawnego. Nie jest prawomocna - poinformował Daniel Gibski, zastępca DWKZ.
Co w uzasadnieniu decyzji? Oprócz precyzyjnego opisu elementów, z których się składa, czy funkcji, jaką pełnił w przeszłości, podkreślono walory m.in. historyczne i estetyczne mostu.
"Most kolejowy nad Jeziorem Pilchowickim bezsprzecznie jest dziełem człowieka i stanowi świadectwo minionej epoki, gdyż - jak wykazano - powstał na początku XX wieku i do dziś zachował się w pierwotnej formie architektonicznej. Jest nośnikiem wiedzy o stanie techniki i budownictwa kolejowego z przełomu XIX i XX wieku. Konstrukcja z odwróconą parabolą jest coraz rzadziej spotykana nie tylko na terenie Polski (do dnia dzisiejszego zachowało się tylko kilka mostów tego typu), ale i na świecie (...). Wartości zabytkowe przedmiotowego obiektu przejawiają się w jednolitości konstrukcyjnej, wyjątkowo harmonijnym wkomponowaniu w krajobraz oraz zastosowaniu unikatowej w skali ponadregionalnej konstrukcji o odwróconej paraboli, co jest szczególnie istotne w kontekście różnorodności form architektonicznych i materiałowych obiektów inżynieryjnych tego okresu" - czytamy w decyzji konserwatora.
Według ekspertów most cechuje "wysoki poziom rzemiosła budowlanego". Jako najcenniejszą wartość zabytku wskazano jego autentyzm, czyli stopień zachowania w stosunku do oryginału. Według konserwatora ochrona mostu leży w interesie społecznym, a wpis do rejestru ma się do tego przyczynić.
Filmowcy jednak kręcą na moście
Co prawda Tom Cruise i amerykańscy pirotechnicy będą musieli poszukać innego mostu i nie wysadzą tego w Pilchowicach, ale to nie znaczy, że nie zaistnieje on na dużym ekranie. Jan Jakub Kolski kręci w tamtych rejonach swój najnowszy film pt. "Republika Dzieci". Jak mówi, już dwa lata temu jego ekipa uznała ten most za kluczowy dla kilku scen.
- Zabiegaliśmy o to, żeby mieć możliwość kręcenia na nim. Mieliśmy przychylność, która nagle się skończyła wraz z wejściem na most jakiejś tajemniczej ekipy, która zakładała na most jakieś tajemnicze trapy. Zadawaliśmy pytania, skąd te trapy i po co. Okazało się, że jest konkurencyjna ekipa, która nagle się pojawiła już w rok po tym, jak myśmy tutaj poukładali już nasze filmowe życie. Dociekaliśmy, kto to jest. Ostatecznie okazało się, że są to pirotechnicy z Hollywood, którzy chcą wysadzić ten most w powietrze - mówi Kolski.
Ostatecznie to polski reżyser i jego ludzie "wysadzą" most. Ale tylko wirtualnie, z użyciem materiałów imitujących wybuch, bez uszkodzenia infrastruktury obiektu. Kolski, komentując decyzję konserwatora zabytków, powiedział, że teraz wysadzenie mostu to prawdziwa "mission impossible".
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24