Andrzej K. jest winny narażenia pacjentki na utratę życia i nieumyślne spowodowanie śmierci jej dziecka - uznał sąd i skazał lekarza na rok pozbawienia wolności, w zawieszeniu na dwa lata. Drugi lekarz Marek M. został uniewinniony. Uzasadnienie wyroku było niejawne.
Sprawa dotyczyła śmierci dziecka Małgorzaty Ossman-Bittner. Mimo prawidłowej, donoszonej ciąży i stwierdzenia, że dziecko jest gotowe do narodzin, prof. Andrzej K. zdecydował, by czekać aż pięć dni na rozwiązanie. Dziecko zmarło.
- To był 38.-39. tydzień ciąży. Zrobione USG. Dziecko było donoszone, ja pamiętam, że lekarz wtedy powiedział - bo to utkwiło mi w głowie - "płód dojrzały, gotowy do rozwiązania". Jednak lekarz prowadzący ciążę, prof. Andrzej K., prezes dolnośląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, kazał mi czekać aż pięć dni na rozwiązanie. Moje dziecko umarło, a ja walczyłam o życie. Przez dwa tygodnie byłam w śpiączce. Przeszłam sześć operacji. Teraz nie mogę mieć dzieci - z bólem mówiła Małgorzata Ossmann-Bitner podczas rozmowy z reporterką TVN24 w 2012 roku.
Sąd: lekarz Andrzej K. jest winny
Po dziewięciu latach od rozpoczęcia postępowania przeciwko lekarzom Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia zdecydował, że Andrzej K. jest winny narażenie pacjentki na utratę życia i nieumyślne spowodowanie śmierci jej dziecka. Zdaniem śledczych K., wbrew wskazaniom, nie podjął decyzji o niezwłocznym wykonaniu cięcia cesarskiego, wyznaczając jego termin za kilka dni. 12 i 13 sierpnia pacjentka zaczęła uskarżać się na bóle. Według prokuratury Andrzej K., mimo zgłaszanych dolegliwości, nie podjął decyzji o rozwiązaniu ciąży cięciem cesarskim i nie zlecił dostatecznego nadzoru, w tym przeprowadzenia ciągłych badań kardiotokograficznych oraz badania ultrasonograficznego. Otrzymał karę roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dodatkowo ma zapłacić ponad 8,5 tys. zł na rzecz poszkodowanej oraz 12 tys. na rzecz Skarbu Państwa.
Drugi lekarz uniewinniony
W procesie oskarżony był też drugi lekarz, który został uniewinniony. Wyrok uniewinniający usłyszał podwładny Andrzeja K. - Marek M., który miał dyżur na oddziale w dniu, w którym doszło do wydarzeń opisanych w akcie oskarżenia. Sąd, ogłaszając wyrok, utajnił jego uzasadnienie z powodu konieczności zachowania tajemnicy lekarskiej. Proces również był częściowo utajniony.
Postępowanie przeciwko lekarzom rozpoczęło się w 2007 r. Wtedy też poszkodowana poinformowała prokuratorów, że lekarze, którzy prowadzili jej poród, popełnili błąd. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa Wrocław-Śródmieście.
Oskarżona prokurator
Przez pięć lat sprawa miała być umyślnie przedłużana. Winę za to ma ponosić prokurator Justyna D. Głównym powodem zastoju w śledztwie był brak akt. Prokurator rejonowa tłumaczyła to przetrzymywaniem dokumentów przez biegłych, ale te nigdy do nich nie dotarły. Akta odnalazły się w Białymstoku. I właśnie dlatego złożono wniosek o wyłączenie wrocławskiej prokuratury z tego postępowania.
Podrobiła korespondencję?
W lipcu 2013 r. prokuratorzy z Legnicy złożyli wniosek o uchylenie immunitetu wrocławskiej prokurator Justynie D. Po tym sprawa trwała jeszcze rok. Najpierw sąd dyscyplinarny zdecydował, że nie uchyli immunitetu pani prokurator. W końcu zdecydował o tym sąd dyscyplinarny drugiej instancji.
Rok temu Justyna D. została oskarżona przez swoich kolegów z Legnicy o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Kobieta miała podrobić korespondencję, a śledztwo prowadzić tak, by je umorzyć.
We wrocławskim szpitalu doszło do błędu lekarskiego:
Autor: sfo/PAP / Źródło: TVN 24 Wrocław