Przypominam, dla 80 procent to jest choroba przebiegająca przeziębieniowo - mówi o koronawirusie profesor Krzysztof Simon, konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych i ordynator 1. oddziału chorób zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. Lekarz w trakcie rozmowy z dziennikarzami mówił o tym, czy zamknięcie szkół i rezygnacja z imprez masowych to dobre rozwiązania. Radził też, czego unikać w trakcie epidemii.
Dyrektor szpitala w Bolesławcu poinformował, że nie ma jednorazowych środków ochrony, respiratorów też może zacząć brakować. Czy tutaj też są problemy?
- Proszę państwa. Nie chciałbym się szerzej wypowiadać na ten temat, od tego są władze państwowe, które tym wszystkim kierują. Ja jestem skromnym profesorem, kierownikiem kliniki i konsultantem, który ma prowadzić i nadzorować prawidłową opiekę, zgodną ze zdrową logiką, nad tymi pacjentami. Miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z ministrami u boku wojewody, gdzie te sprawy są. Próbuje się je w sposób racjonalny rozwiązać. Oczywiście kwestia zależy od progresji tej epidemii, na razie mamy niewielki problem w Polsce. Prawdopodobnie będzie większy, ale nie wiemy. Miejmy nadzieję, że trochę późno, ale już jednak jest zdecydowana interwencja władz. To jest zdecydowane i prawidłowe - doprowadzi, że nie będzie takiego skandalu, jak we Włoszech. Tam robili co chcieli, gdzie chcieli i nie przestrzegali żadnej kwarantanny. Bardzo interesujące są posiedzenia władz, które były na początku takie dość niemrawe i rzeczywiście nieskuteczne. Natomiast teraz wszyscy się zebrali do kupy i rzeczywiście te działania służą ograniczaniu transmisji zakażenia. Przypominam, dla 80 procent to jest choroba przebiegająca przeziębieniowo. Dla panów, takich siwych jak ja i trochę starszych, może być niebezpieczna, jeśli ktoś ma choroby współtowarzyszące. U młodszych tylko ci, którzy mają jakieś inne schorzenia dodatkowe. Większość pacjentów przejdzie to bezobjawowo. Przypominam, że ta grupa wirusów wywołuje chorobę przeziębieniową w 30 procentach, chorują na nią wszyscy kilka razy do roku. Ten jest szczególnie agresywny.
Pana zdaniem powinny zamknięte być szkoły?
- To jest decyzja wojewody. Na pewnym poziomie epidemii prawdopodobnie tak. Ja nie bardzo rozumiem decyzji, że na przykład impreza na tysiąc osób jest odwołana, a na 950 może się odbywać. Tego nie rozumiem, ale sądzę, że znakomita świadomość naszego wojewody w tej chwili i bardzo racjonalne podejście doprowadzi do ograniczenia wszystkich imprez masowych. Nie mam w tej chwili zajęć na uczelni ze studentami i to zrozumiałe w tej sytuacji. Jednak generalnie wszyscy mają zatrzymane. Ograniczyć, ograniczyć, może się na pewnym etapie uda zatrzymać. Tym bardziej, że się poprawia pogoda, robi się cieplej i to jest też jeden element tego, że przerywa transmisję zakażeń przenoszonych drogą kropelkową.
Czyli to jest ten moment, żeby teraz rzeczywiście ostro reagować?
- Trochę późno, ale teraz jest bardzo dobra, ostra - w tej chwili - interwencja władz na wszystkich poziomach. Oczywiście, pojawiają się problemy ze środkami.
Pan profesor jest praktykiem, na pierwszej linii. Co powinno być zrobione, żeby było dobrze? - Powstał szpital epidemiczny. Pozostaje problem, co z pozostałymi pacjentami zakaźnymi, którzy muszą napływać, bo idą z tła. Nie może być tak, że jednych wyleczymy, a inni umrą w tym czasie. To jest jakieś szaleństwo, wiele wątpliwości, niejasności i zamieszanie. Jest plan przygotowany, dość rozsądny, że jeśli nie wystarczy miejsca w naszym szpitalu, to będą otwierane następne szpitale. Nie wiemy, jak epidemia postąpi, jak jesteśmy populacyjne przygotowani. Problem zaczyna się z respiratorami, bo z hospitalizacją damy radę. Są kwarantanny domowe, leczenia szpitalne. Natomiast jeśli będzie tak, jak we we Włoszech, że zabraknie respiratorów, to tam jest taka klauzula, że kto ma 80 lat, to nie podłączamy go, no i to jest praktycznie wyrok śmierci. Katastrofa i obyśmy do tego nie doprowadzili. Mam bardzo wiele osób z infekcjami, prawie nikt nie ma COVID, są to wszystko grypy. Nie ma COVID i to trzeba zaakcentować. Testujemy, ale dwa testy i pacjent idzie do domu. Jednak to nie znaczy, że taka osoba nie będzie miała za tydzień koronawirusa. Przestrzegajmy zasad, myjmy ręce.
W jakim stanie są hospitalizowani pacjenci z potwierdzonym zakażeniem?
- Jeden pacjent czuje się znakomicie i już się denerwuje, że go trzymamy. Drugi pacjent jest w bardzo złym stanie, a kolejny w takim plus minus. Jak wyjdą z tego, to państwa wypiszemy. Czekamy na kolejne 14 wyników. Pierwsze testy były ujemne. Najważniejsze są kwestie pojemnościowe laboratorium. Kupujemy urządzenie na teren szpitala, które pozwoli nam przyspieszyć. Test będzie szybki, wynik da w kilka godzin. Ułatwi nam to postępowanie i pozbywanie się osób subklinicznych na kwarantannę.
Jak wygląda sytuacja z personelem?
- U nas problem zakaźników jest rozwiązany, ale w Polsce mamy niedobór. W 2010 roku zakaźników w kraju było 1300 osób, a teraz jest ich 600. Jednak COVID może leczyć każdy internista i każdy doświadczony lekarz. Natomiast urządzenia do sztucznej wentylacji musi obsługiwać anestezjolog albo osoba odpowiednio przygotowana. Liczba zakaźników jest wystarczająca, ale jeśli sami zachorują i zaczną się wykruszać, to pojawi się problem.
W Niemczech przeprowadzono 200 tysięcy badań, w Polsce dwa tysiące.
- Ale się rozkręcamy. Ministerstwo podjęło agresywne działania i rozkręca to wszystko. Najważniejsza jest kwestia środków.
Czy widać pacjentów z ferii we Włoszech?
- Przewaliło się wszystko. Podjeżdżały tu autobusy ludzi wracających z Włoch. Problem w tym, że moje asystentki, które także stamtąd wróciły, mówiły, że nie były kontrolowane na lotnisku wrocławskim. I tu pojawia się pytanie dlaczego.
Jak wygląda organizacja pracy szpitala?
- Jedną internę zajęliśmy, po następną kroczymy. Będziemy zajmować poszczególne oddziały. Jednak to wszystko jest źle liczone. Władze mówią "jeden pacjent, jedno łóżko". Ja od pięciu lat domagam się od marszałka separatek. Nie mamy jednoosobowych sal, więc jak kładę trzech pacjentów na trzech salach trzyosobowych, to mam zajętych dziewięć łóżek, a nie trzy. Muszą się w końcu znaleźć pieniądze na tę dobudowę. To nie jest tak, że ten wirus ustąpi, pewnie się wyciszy i będzie krążył, a później pojawi się jakaś kolejna epidemia. Nie wiadomo co będą jedli w Chinach, raz jedzą węże, raz nietoperze.
Czego unikać?
- Nie dotykać klamek i myć ręce. Są narody w Europie, gdzie w ogóle nie myją rąk po wyjściu z ubikacji. U nas nie jest z tym aż tak źle, ale nie można zapomnieć o myciu rąk. Największym niebezpieczeństwem są klamki, a później osoba kaszląca. Jak ja bym kaszlał, to już byście wszyscy byli naszymi pacjentami.
Jak powinna wyglądać kwarantanna?
- Normalnie. Człowiek siedzi w domu i ma nie wychodzić. Problemem może pojawić się w sytuacji osób samotnych, ale to sprawa organizacji państwa, jak to załatwić w skali masowej kwarantannowej, teraz nie ma z tym problemu.
Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław