W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu hospitalizowanych jest niemal 30 osób, u których stwierdzono zakażenie koronawirusem. Osiem z nich poddawanych jest terapii lekami, które podaje się między innymi chorym na AIDS, malarię czy wirusowe zapalenie wątroby typu C. - Na teraz mogę powiedzieć, że ta terapia działa - mówi ordynator oddziału zakaźnego tego szpitala.
KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT TVN24.PL Profesor Krzysztof Simon to dolnośląski konsultant wojewódzki do spraw chorób zakaźnych, a także ordynator jednego z oddziałów zakaźnych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. To właśnie w tej placówce hospitalizowanych jest większość dolnośląskich pacjentów chorych na COVID-19.
Pierwsze osoby opuściły szpital, ale muszą się izolować
Jak przekazał prof. Simon, kilka osób opuściło już szpital. To trzyosobowa rodzina i młody mężczyzna. - Taki pacjent musi przejść izolację. Jeśli ma willę i pięć pokoi, to może się izolować w domu. Jeśli jednak wraca do dwupokojowego mieszkania, a tam mieszka pięć osób, to jest to absurd i zaraz trafią do nas kolejne przypadki - wyjaśniał profesor. I dodał, że u młodego mężczyzny, który był pierwszym przypadkiem osoby zakażonej koronawirusem na Dolnym Śląsku, "wirus utrzymuje się nieoczekiwanie dłużej". - Mimo całkowitego braku objawów jest w izolacji domowej. Powtórzymy wynik za kilka dni i sprawdzimy. Ale jest on całkowicie zdrowy klinicznie - powiedział profesor. Zastrzegł jednak, że mężczyzna musi nadal przebywać na izolacji domowej.
Badanie personelu "nie ma sensu"
Simon był pytany przez dziennikarzy o to, czy liczba przeprowadzanych u przedstawicieli służby zdrowia testów jest wystarczająca. W odpowiedzi profesor przyznał, że w jego placówce personelowi medycznemu nie przeprowadza się testów.
- To nie ma sensu. Jeśli te testy będą masowo przeprowadzane, a one są drogie, to żaden system tego nie wytrzyma - ocenił lekarz. Jednak dodał, że "oczywiście w wielu krajach przygotowanych wcześniej i lepiej zaczęto testy robić masowo". - My mieliśmy prawie miesięczne opóźnienie mimo tych tragicznych informacji z Włoch i dopiero potem zaczęliśmy wysyłać testy od Warszawy. To wszystko przy tej skali jest za mało - podkreślił Simon. Jednocześnie przyznał, że sytuacja się poprawia. Choć również zwiększa się liczba pacjentów.
Zdaniem profesora problemem jest natomiast dostępność szybkich testów, tak zwanych testów serologicznych. - One jednak nie nadają się do wykrywania, a do potwierdzenia zakażenia. To są dwie różne sprawy - zaznaczył. "KORONAWIRUS. RAPORT". EKSPERCI ODPOWIADAJĄ W TVN24 NA WASZE PYTANIA
"Na teraz mogę powiedzieć, że terapia działa"
Teraz ponownie odniósł się do sprawy. Jak opisywał, to terapia, w której używane są 33 leki. - Zdania są podzielone, ale coś trzeba było wybrać. Efektów skrajnych, jeśli chodzi o zaawansowane przypadki, nie ma, bo nie może być - poinformował. I dodał, że terapii poddawanych jest osiem osób, które znajdowały się w stanie umiarkowanie ciężkim. - Na teraz mogę powiedzieć, że terapia działa. Nikt z pacjentów, którzy je przyjmują, nie umarł ani nie wykazuje pogorszenia - podsumował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław/ P. Hawałej