Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze (woj. dolnośląskie) podwyższył wyrok Vladyslavowi K., który ponad rok temu wjechał w dwie nastolatki na chodniku. Dziewczyny zginęły na miejscu. K. zamiast dziewięciu lat i jednego miesiąca, spędzi w więzieniu jedenaście lat i dwa miesiące. Wyrok jest już prawomocny.
Na podstawie analizowanych dowodów, sąd II instancji również doszedł do przekonania, że w chwili wypadku kierował Vladyslav K., mimo że sam oskarżony się do tego nie przyznawał.
Po rozpoznaniu apelacji, Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze zmienił wyrok. Podwyższył Ukraińcowi karę łączną do 11 lat i 2 miesięcy więzienia. W uzasadnieniu sąd zwracał uwagę na dużą prędkość samochodu, którym kierował K., a także panujące warunki pogodowe. Było zimno i ślisko. Szczególnie jednak mówił o chodniku, jako o miejscu, gdzie pieszy powinien czuć się bezpiecznie, a samochód nigdy nie powinien się tam znaleźć.
- Inna jest sytuacja, nie bagatelizując tego oczywiście, jeżeli dojdzie do potrącenia osoby pieszej na jezdni, nawet na przejściu dla pieszych, a inna na chodniku. To jest po prostu okoliczność bardzo podwyższająca stopień społecznej szkodliwości czynu i okoliczność niewytłumaczalna, żeby samochodem wjechać na chodnik (...) powodując śmierć dwóch osób - uzasadniał sędzia.
Z takiego wyroku zadowolona jest prokuratura, która wnosiła o najwyższy wymiar kary (12 lat więzienia -red.). Co prawda taka kara nie została zasądzona, ale "oscyluje ona w granicy wniosków prokuratora" - jak stwierdziła po rozprawie Magdalena Kolasińska z Prokuratury Rejonowej w Jeleniej Górze.
Obrona skazanego nie chciała na razie przesądzać o wniesieniu kasacji. Najpierw chce się zapoznać z pisemnym uzasadnieniem wyroku, po czym zapadnie decyzja czy kasacja w ogóle będzie zasadna.
Jechał za szybko
14-letnia Sara i 16-letnia Marysia w sylwestrową noc wyszły z domu. Chciały przywitać 2017 rok i obejrzeć pokaz sztucznych ogni. Fajerwerków nie doczekały. Gdy szły chodnikiem, uderzył w nie kierowca samochodu osobowego. Dziewczynki zginęły na miejscu. Czytaj więcej
Kierowca wjechał jeszcze w barierkę wiaduktu i spadł do rzeki. Z samochodu wyciągnęli go strażacy. Mężczyzna był pijany. W organizmie miał niemal dwa promile alkoholu. Jak ocenili prokuratorzy, Vladyslav K. umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym: według wyliczeń biegłych jechał o co najmniej 40 kilometrów na godzinę za szybko.
Okazało się, że samochód, którym jechał, nie był jego. Należał do właściciela firmy, w której Ukrainiec pracował. Mężczyzna nie miał zgody na jego pożyczenie. - Tego dnia, w południe, byłem w hotelu, gdzie mieszkali pracownicy. Przywiozłem podarki. Jedzenie, karton wódki, szampany. Rozmawialiśmy o planach na sylwestra. Przypomniałem, że panowie mają zakaz poruszania się samochodami na imprezę w rynku. O tragedii dowiedziałem się następnego dnia - mówił przed sądem pracodawca oskarżonego. Zakaz nie przeszkadzał jednak Ukraińcowi w tym, by wsiąść za kierownicę, zabrać ze sobą pasażerkę i jeździć ulicami Jeleniej Góry.
Do winy się nie przyznał. W trakcie składania zeznań w prokuraturze twierdził, że nie pamięta, w jakich okolicznościach kierował samochodem.
Prokuratura chciała najwyższej możliwej kary
Sąd pierwszej instancji nie miał wątpliwości, że K. jest winny. Jednak pod uwagę wziął okoliczności łagodzące: oskarżony nie był wcześniej karany, był rzetelnym pracownikiem i, jak mówił sąd, nie chciał spowodować takich szkód.
Obrońca mężczyzny twierdził, że to nie Vladyslav K. siedział za kierownicą. Auto prowadzić miała jego pasażerka. Pojawili się świadkowie, którzy twierdzili, że to właśnie kobietę, w trakcie jazdy, widzieli na fotelu kierowcy. Po wypadku wychodziła z rozbitego auta przez drzwi kierowcy. Jednak sąd takiej linii obrony nie wziął pod uwagę.
Oskarżyciel publiczny wnioskował o najwyższy możliwy, w tym przypadku, wymiar kary. Jednak sąd pierwszej instancji nie wymierzył mężczyźnie 12 lat więzienia, a karę dziewięciu lat i jednego miesiąca pozbawienia wolności. Zdecydował też, że przez resztę życia K. nie będzie mógł prowadzić pojazdów mechanicznych, a rodzinom zabitych nastolatek miał wypłacić po 50 tysięcy zadośćuczynienia.
Od wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i obrońca mężczyzny. Wyrok, który zapadł teraz w sądzie drugiej instancji, jest już prawomocny.
Apelację od wyroku sądu pierwszej instancji rozpatrzy Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze:
Autor: tam, ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24