Billy ma około czterech lat. Całe życie spędził na łańcuchu. Kiedy on rósł, metal coraz bardziej wrastał mu w skórę, powodując otwartą ranę. Zajęta pracą właścicielka nie dostrzegała dramatu zwierzęcia. Kiedy podpisywała zrzeczenie praw własności do psa, błędnie określiła jego płeć.
We wtorek wolontariusze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami interweniowali w jednej z miejscowości w gminie Głogówek na Opolszczyźnie. Zawiadomienie dotyczyło psa, który od dłuższego czasu miał być trzymany na łańcuchu.
Na miejscu zastali psa w typie airdale terriera - rasy bardzo temperamentnej, aktywnej, wymagającej dużo ruchu. W tym przypadku trzymane na łańcuchu zwierzę do dyspozycji miało zdezelowaną budę postawioną na zimnej, betonowej posadzce. Najgorsze jednak nie było widoczne gołym okiem.
"Całe życie to łańcuch"
- Po odgarnięciu sierści ukazała się otwarta rana od łańcucha. To musiało trwać od dłuższego czasu. Łańcuch zaciskał się na ciele, coraz mocniej w nie wrastał. Każdy ruch psa skalpował go ze skóry. Jak można było tego nie zauważyć - oburza się Aleksandra Czechowska z TOZ Opole.
Właścicielka psa tłumaczyła wolontariuszom, że nie widziała ran, przyznała, że jest zajęta pracą. Podpisując zrzeczenie praw własności do psa, oświadczyła, że to suczka - Ewa. Jednak niedługo potem suczka okazała się samcem. "Roboczo" dostał imię Billy.
- Czy wymaga to dodatkowego komentarza? Billy ma około czterech lat, całego jego życie to łańcuch. Przede wszystkim nigdy nie powinien mieć tego łańcucha założonego. To przymarza do skóry, nie rozciąga się. Będziemy składać do organów ścigania zawiadomienie w tej sprawie - zapewnia Czechowska.
Pies, z posesji byłej już właścicielki, trafił prosto do gabinetu weterynaryjnego. Lekarz ostrożnie usunął wrośnięty łańcuch, obmył i zdezynfekował ropiejącą ranę. Zwierzę powoli dochodzi do siebie. Ma zapewnioną opiekę. Kiedy wyzdrowieje, rozpocznie się szukanie dla niego stałego domu.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TOZ Opole