Starsi, samotni, a także uzależnieni od alkoholu. Dziesiątki takich osób mogły paść ofiarą gangu przejmującego mieszkania we Wrocławiu. Podobny proceder może funkcjonować w innych dużych polskich miastach – informuje „Superwizjer” TVN.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura okręgowa we Wrocławiu. Prokurator Jakub Przystupa potwierdza, że śledczy badają szczegółowo kilkanaście transakcji. Świadkowie, do których dotarli reporterzy "Superwizjera" TVN, mówią o kilkudziesięciu nieruchomościach w samym tylko Wrocławiu.
- Stan psychiczny wielu sprzedających mógł wskazywać, że nie rozpoznawały znaczenia swoich czynów co do sprzedaży tych nieruchomości. Były to najczęściej osoby w podeszłym wieku, schorowane, często z widoczną chorobą alkoholową – potwierdza prokurator Jakub Przystupa.
Jak wyjaśnia, do dziś prokuratura sprawdzała około 10 transakcji. Wątpliwości śledczych wzbudziły co najmniej dwie z nich.
- Natomiast materiał dowodowy, już w tej chwili, uzasadnia, że tych mieszkań było więcej. I z biegiem czasu zarzuty mogą dotyczyć większej liczby nieruchomości – mówi Przystupa.
Podejrzane zgody
Sprawy badane przez prokuraturę łączy wspólny mianownik: szybko po zawarciu transakcji sprzedający umierali w dziwnych okolicznościach.
Czy ktoś im w tym pomagał? - Na tym etapie śledztwa nie mogę mówić o szczegółach tej sprawy – ucina prokurator Przystupa.
O wiele bardziej rozmowne są osoby z otoczenia ofiar zorganizowanej grupy.
- Wiem, że to nie jest jedyny przypadek. Można też z całą pewnością powiedzieć, że mordują ludzi - mówi Teresa Krudysz-Szczęsna, synowa Jerzego Szczęsnego, który padł ofiarą grupy.
Kobieta przyznaje, że teść przed śmiercią dużo pił. Mógł więc nie wiedzieć, co podpisuje.
- W karcie informacyjnej ze szpitala jest informacja, że miał liczne deformacje oraz stan po złamaniach, z przemieszczeniami pojedynczych odłamów żeber. I sam sobie tego nie zrobił. Bo jest to wynikiem działania osób trzecich – mówi kobieta.
Równie tajemniczą historię związaną ze sprzedażą mieszkania przytacza sąsiad innej ofiary.
- Pani Ewa zmarła, a zanim ktokolwiek się zorientował, została skremowana – opowiada sąsiad Ewy Janiszewskiej. – Z tego co wiem, Ewa zasnęła. I się nie obudziła – dodaje.
Jak przyznaje, zastanawia go pośpiech przy spopieleniu zwłok sąsiadki. Zwłaszcza, że po śmierci pani Ewy, jej konto zostało wyczyszczone przez osoby podające się za rodzinę kobiety. Tymczasem pani Ewa nie miała rodziny we Wrocławiu. Żyła samotnie. Miała też problemy z pamięcią, nie potrafiła rozpoznać ludzi z otoczenia. W pewnym momencie do domu pani Ewy zaczęli przyjeżdżać obcy ludzie.
- Przedstawiali się jako rodzina pani Ewy. Dla mnie było to śmieszne i niepokojące. Wiedziałem, że nie ma rodziny – mówi. Po chwili zastanowienia dodaje: – Nikt kto naprawdę chciałby opiekować się kimkolwiek zniedołężniałym, nie wmawiałby jej, że jest jej rodziną. Ta jej samotność połączona z jej demencją to było świetne pole do popisu dla ludzi, którzy mieli zakusy na jej majątek – dodaje.
Tajemnicza postać
We wszystkich transakcjach, które opisują dziennikarze "Superwizjera", pojawia się postać Tomasza N. ps. Trąbka. W 2011 roku mężczyzna został oskarżony przez prokuraturę o to, że doprowadził Ewę Janiszewską do "niekorzystnego rozporządzania jej mieniem". Za nieuczciwe przejecie domu o wartości przeszło 1 mln 300 tys. zł sąd skazał go na 4 lata wiezienia i 500 tys. zł grzywny.
Mężczyzna pozostaje jednak nieuchwytny i ukrywa się przed policją. Rozesłany za nim został list gończy. Prokuratura oskarża go aż o 7 przestępstw. Najważniejsze z nich to przywłaszczenie 390 tys. zł i wyłudzenie dwóch mieszkań.
Tymczasem żona mężczyzny twierdzi, że jest on niewinny, a sąd w swoim postępowaniu się pomylił.
Kobieta wyjaśnia też, że nie podawała się za rodzinę Ewy Janiszewskiej. – Mówiłam do niej ciociu, ale nie mówiłam, że jesteśmy rodziną – mówi Edyta N.
Jak jednak ustalili dziennikarze "Superwizjera", Edyta N. i jej mąż dostali do pani Ewy pełnomocnictwa do rozporządzania jej majątkiem. Dom wyczyszczono z cennych przedmiotów, a konto z pieniędzy. W lutym 2009 roku, gdy podpisano umowę sprzedaży domu, pani Ewa zniknęła. A 10 miesięcy po sprzedaży Janiszewska zmarła. Formalności związane z pochówkiem załatwiała Edyta N., która podała się za kuzynkę zmarłej.
Skruszony gangster
Reporterzy „Superwizjera” dotarli do byłego członka grupy przestępczej. Mężczyzna potwierdza, że ofiary nie były przypadkowe.
- Są specjalni ludzie do wyszukiwania takich mieszkań - opowiada. - Za znalezienie odpowiedniej nieruchomości można zarobić nawet 20 tysięcy złotych. Warunek jest jeden: właścicielem nieruchomości musi być osoba samotna, starsza lub uzależniona od alkoholu.
Jak mówi, pozbawieni mieszkania ludzie trafiali poza miasto, do rozpadających się domów lub umierali.
- We Wrocławiu "przekręciło się" kilka osób, które podpisały umowę – przyznaje. I wylicza:
- Pan z sześćdziesiąt lat miał. Bo już nie żyje. Po trzech, czterech tygodniach po podpisaniu umowy znaleźli go nieżywego. Podobno zapił się. Ale nikt nie wlewa w siebie pięciu litrów wódki. Pomagali mu na pewno. I wiem kto mu pomagał – przyznaje.
Jak tłumaczy, zdarzało się, że transakcje zawierano z osobami nietrzeźwymi, z wyraźnymi śladami otępienia lub starczej demencji. Sprzedający rzadko otrzymywali rynkową cenę za swoje mieszkania. Niezależnie od kwoty wpisanej do aktu notarialnego, zwykle widzieli ułamek realnej wartości nieruchomości.
Policjant
Słowa byłego członka grupy przestępczej, dotyczące potwierdza synowa Jerzego Szczęsnego.
- Teść miał zaniki pamięci. Nie był zorientowany gdzie się znajduje, w jakim czasie. Pytał się, czy jest ranek, czy popołudnie? Czy jest dzień, czy noc – opowiada Teresa Krudysz-Szczęsna.
Rodzina o sprzedaży połowy bliźniaka w dobrej dzielnicy, dowiedziała się po śmierci pana Jerzego. Teść kobiety do ręki dostał jedynie 30 tysięcy złotych zadatku. Z dokumentów wynika jednak, że dom został sprzedany za 500 tysięcy złotych.
- Miesiąc później dowiedzieliśmy się, że dom został sprzedany w kolejne ręce. Policjantowi z komisariatu Wrocław-Grabiszynek Jerzemu N. – przyznaje Terasa Krudysz-Szczęsna.Dziennikarze próbowali porozmawiać z byłym policjantem. Ten nie chciał jednak się wypowiadać.- Mam pecha, że nie wiedziałem wcześniej jak działa Tomasz N. – przyznał tylko ex-policjant.Innego zdania jest jednak były członek grupy przestępczej, który wyjaśnia, kim jest Jerzy N.- Ma dwa auta, kilka domów, kilkanaście mieszkań. Kilka razy w roku jeździ na wycieczki i to nie do Hiszpanii tylko na Kubę – wylicza. – Z tego co wiem, to pan Jerzy N. aresztował kiedyś Tomasza N. i od tego się zaczęło – dodaje.Przyznaje, że obaj mężczyźni są z Grabiszynka. Według niego Jerzy N., który był dzielnicowym i chodził po mieszkaniach, mógł wynajdywać osoby, które Tomasz N. miał pozbawiać mieszkań.NotariuszZe sprawą sprzedaży mieszkań związana jest również wrocławska notariusz Dominika G.Według dziennikarzy Superwizjera – jest ona żoną adwokata, który kupił mieszkanie od Jerzego P. Sprzedający zeznał w prokuraturze, że w transakcji pośredniczył Tomasz N. ps. Trąbka. To on miał skontaktować P. z małżeństwem prawników. Sama umowa była zresztą podpisana w kancelarii Dominiki G.- Nie wiedziałem co podpisuję – mówi Czesław N., ofiara gangu. Jak przyznaje, notariusz nie przedstawiła mu praw, ani obowiązków wynikających z umowy.Dziennikarze próbowali porozmawiać z Dominiką N. o kupnie mieszkania przez jej męża. Ta nie chciała jednak rozmawiać.- Panowie, to jest jakiś absurd, do widzenia – powiedziała tylko.Cała PolskaTymczasem, jak tłumaczy były członek gangu zajmującego się procederem, sprawa dotyczy również innych polskich miast.- To się na pewno dzieje w Opolu, Poznaniu i Warszawie. W Olsztynie też.Więcej na stronie Superwizjera
Autor: ansa, dr/roody / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN | sxc.hu