Mieszkaniec Lubina (woj. dolnośląskie) zostawił psa pod sklepem, a gdy wrócił czworonoga już nie było. Okazało się, że zabrał go 27-latek, który miał tłumaczyć, że nie chciał, by pies był na święta sam. Mężczyźnie za kradzież grozi teraz do 5 lat więzienia.
Do kradzieży Puppiego, 7-letniego yorka doszło, dwa dni przed Wigilią. - Mąż wyszedł do apteki, bo rozchorowało się nasze dziecko. Wziął ze sobą psa i zostawił go przed budynkiem - opowiada pani Karolina, właścicielka czworonoga. I dodaje, że zrozpaczona rodzina pupila szukała przez kilka godzin.
"Podchodzi, bierze na ręce i się oddala"
- Początkowo myśleliśmy, że gdzieś po prostu poszedł. Nie miał smyczy ani obroży, bo jest do nas bardzo przywiązany i zawsze trzyma się blisko. Jednak dostaliśmy nagranie z monitoringu na którym widać jak do Puppiego podchodzi mężczyzna, bierze go na ręce i się oddala - relacjonuje kobieta. O sprawie poinformowano policję.
Psa odniósł sam
Jak mówi asp. sztab. Jan Pociecha z KPP w Lubinie mundurowi ustalili tożsamość podejrzanego. - Okazało się, że to 27-letni mieszkaniec Lubina, który na wieść o tym że jest poszukiwany w sprawie kradzieży pieska postanowił go oddać i przyniósł go do komendy - informuje rzecznik miejscowej policji.
W Wigilię Puppie wrócił do domu. Jak mówi jego właścicielka był przestraszony, ale cieszył się na widok domowników. 27-latek miał twierdzić, że szukał właścicieli czworonoga, ale nikt się po niego nie zgłaszał. Jak mówił psa zabrał żeby ten na święta nie był sam. Właścicielka nie wierzy w takie wyjaśnienia. - Dla nas ta sytuacja to nauczka. Gdyby nie zaangażowanie pani policjantki z wydziału dochodzeniowo-śledczego na pewno nie zobaczylibyśmy go przed świętami - cieszy się pani Karolina.
Mężczyźnie za kradzież grozi do 5 lat więzienia.
Do kradzieży doszło na terenie Lubina:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: arch. prywatne