- Najbardziej boję się o zdrowie i życie swoje i moich najbliższych - mówi pani Aneta spod Ząbkowic Śląskich (woj. dolnośląskie), która twierdzi, że jest zastraszana przez swojego byłego partnera. 47-latek usłyszał zarzuty prokuratorskie, ale nie trafił do aresztu. Na wolność wyszedł za kaucją.
- Z aresztu wyszedł za kaucją, która jest 2,5-krotnością jego pensji. To zadziwiające. On normalnie funkcjonuje, jeździ do pracy, załatwia swoje sprawy, a my wegetujemy - mówi pani Aneta, która przyznaje, że od pewnego czasu nie wychodzi na spacery ze swoim dzieckiem. Ze strachu. Jak mówi, w nocy jej posesja jest pilnowana przez policjantów.
Dramat kobiety i jej rodziny rozpoczął się po rozstaniu pani Anety z 47-letnim partnerem. W połowie lutego ogień strawił stodołę stojącą na posesji kobiety. Straty oszacowano na około pół miliona złotych.
- Funkcjonariusze nie wykluczyli podpalenia i pracowali nad wyjaśnieniem sprawy. W drugiej połowie marca o mały włos nie doszło do tragedii. Budynek mieszkalny stojący na tej samej posesji, co stodoła został obrzucony butelkami z łatwopalną cieczą - relacjonuje podkom. Ilona Golec, rzecznik ząbkowickiej policji. I dodaje: w tym momencie nie mogło być już mowy o przypadku.
Zatrzymani za podpalenia, ze zleceniem na pobicie
Z ustaleń śledczych wynikało, że za podpalenia odpowiedzialni są trzej mężczyźni. Wobec jednego z nich sąd zastosował tymczasowy areszt, drugi trzy razy w tygodniu musi meldować się policjantom, a sprawą trzeciego zajmie się sąd rodzinny, bo jest nieletni. Jego dorosłym "kolegom" grozi do 10 lat więzienia.
Z wyjaśnień mężczyzn wynikało, że działali na zlecenie. - Policjanci zatrzymali kolejne cztery osoby, w tym 47-letniego byłego konkubenta właścicielki podpalanej posesji - mówi Golec. Okazało się, że mężczyzna miał zlecić zatrzymanym pobicie kobiety i jej rodziny. Ci mieli dostać od niego za to pieniądze. W sumie 20 tys. złotych. Zlecenia nie zrealizowali. O wszystkim poinformowali swoją niedoszłą ofiarę.
Prokuratura chciała aresztu, sąd wyznaczył kaucję
Były konkubent kobiety decyzją sądu, na wniosek prokuratury, został tymczasowo aresztowany. Sąd jednak zamienił później areszt na poręczenia majątkowe. Jak informuje Agnieszka Połyniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Świdnicy, kaucja wyniosła 30 tys. złotych. 47-latkowi grozi do 10 lat więzienia.
Reporter TVN24 chciał zapytać mężczyznę o komentarz w tej sprawie. Jednak w jego firmie usłyszał, że przebywa na zwolnieniu chorobowym. Nie można się z nim było skontaktować.
"Może być niebezpieczny"
47-latek przyznał się częściowo do zarzucanych mu czynów. Przyznał, że nakłaniał do "lekkiego pobicia kobiety", ale nie potwierdził, że zlecił podpalenie zabudowań mieszkalnych. Po wpłaceniu kaucji ma dozór policyjny, zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonymi i obowiązek informowania o zmianie miejsca pobytu.
- Uwzględniając materiał dowodowy, postawę podejrzanego i wszystkie okoliczności sąd doszedł do wnioski, że środki o charakterze wolnościowym, po wpłaceniu poręczenia majątkowego, mogą spełniać rolę zabezpieczającą - wyjaśniała Połyniak.
Prokurator złożył już zażalenie na decyzję sądu. Jak twierdzi Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na dużą determinację podejrzanego do skrzywdzenia kobiety.
- Z pewnością jest to osoba, która może być niebezpieczna - powiedziała prokurator. Przyznała też, że podejrzany kontaktował się też z jednym z mężczyzn, który miał zrealizować jego zlecenie. - Chciał, aby ten je zmienił. Ewidentnie zmierza do uniknięcia odpowiedzialności - podkreśliła prokurator.
Sprawą zajmował się sąd w Ząbkowicach Śląskich:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław