Lucky był przywiązany sznurkiem do drzewa. Kilka, a może kilkanaście dni. Już wcześniej ktoś psa głodził. Prawdopodobnie też dotkliwie go pobił. Labrador, w krytycznym stanie, trafił pod opiekę weterynarzy.
30 marca pan Damian poszedł na spacer. - Znalazłem tego psa nad jeziorem Witka. Był przywiązany sznurkiem do drzewa. Nie miał siły wstać. Po prostu leżał i nawet na mnie nie spojrzał. Był bezsilny - opowiada mężczyzna.
Pies dał się dotknąć. Pan Damian wezwał na pomoc kuzyna. Mężczyzna przywiózł jedzenie i wodę. - Pies nie chciał jednak ani jeść, ani pić. Podejrzewaliśmy, że jest chory - przyznaje znalazca labradora, któremu dano na imię Lucky. Nie miał jednak pojęcia, że z psem jest aż tak bardzo źle.
Tydzień spędził przy drzewie
Lucky trafił pod opiekę weterynarzy z Bogatyni. - Był praktycznie w stanie krytycznym, odwodniony, niedożywiony. Realnie jest mało prawdopodobne, by jakiekolwiek zwierzę wytrzymało do stanu, w którym do nas trafił - relacjonuje weterynarz Marcin Górnik. I wylicza dolegliwości czworonoga: obrzęk mózgu, liczne krwiaki, zatrzymana praca nerek, owrzodzenie żołądka, złamanie kości prącia i powikłania po niedożywieniu.
Nie wiadomo, kto i kiedy zostawił labradora przywiązanego do drzewa. - Trudno nam to ocenić, ale wydaje się, że spędził tam około tygodnia. Głodzony był na pewno wcześniej, bo mało prawdopodobne, by w ciągu kilku dni doszło do takich zmian - podkreśla Górnik. Weterynarza są też niemal pewni, że zwierzak został pobity. - Jego uraz na pewno nie został spowodowany przez zwierzę. Powstał na skutek uderzenia tępym, ciężkim przedmiotem albo po kopnięciu - twierdzi weterynarz.
Monitorują zdrowie non stop
Lucky znajduje się pod stałą opieką lekarzy. Kilka razy dziennie badana jest jego krew. W pomoc zwierzakowi włączyli się też okoliczni mieszkańcy.
- Lucky cały czas jest na antybiotykach. Stan zapalny się utrzymuje. Jest bardzo osłabiony. Najważniejsze, że chodzi już o własnych siłach, czasem merda ogonem. Karmić możemy go tylko przy pomocy sondy - mówi weterynarz Marta Górnik. Jak szacuje zwierzak pod opieką lecznicy spędzi jeszcze kilkanaście najbliższych dni. Później musi znaleźć dom. Może być tylko tymczasowy, najlepiej w okolicy.
"Musimy znaleźć sprawcę"
- To, co zrobiono temu psu, wymaga nagłośnienia i znalezienia sprawcy - uważa Paweł Cybulak, który o sytuacji czworonoga napisał na Kontakt24. Początkowo sądzono, że zwierzę mogło zostać przyprowadzone zza granicy, bo zostało znalezione niedaleko czeskiej granicy. Dlatego postanowiono przetestować na nim czeskie komendy. Efekt? Lucky nie zareagował. Zareagował natomiast na polecenia wydane w języku polskim. - Mamy 99 procent pewności, że jest to polski pies - przyznaje mężczyzna.
A pan Damian, który uratował czekoladowego labradora, dodaje: - Miejmy nadzieję, że znajdziemy tego potwora, który mu to zrobił.
Lucky przebywa w Bogatyni:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Stefańczyk