37-letni mężczyzna, który usłyszał zarzuty w sprawie zaginięcia 14-letniej Roksany z Bielska Podlaskiego, sam zgłosił się na policję i poinformował o miejscu, gdzie ukrywała się nastolatka - dowiedziała się reporterka TVN24. Sąd zdecydował, że najbliższe trzy miesiące mężczyzna spędzi w areszcie. W sądzie zapewniał, że "jego celem nie było jakiekolwiek złe postępowanie wobec pokrzywdzonej".
W poniedziałek, 7 września, ojciec odwiózł 14-letnią Roksanę do szkoły. Jednak dziewczyna nie poszła na lekcje. Swoje kroki skierowała na dworzec, wsiadła do pociągu i dotarła do oddalonego o ponad 600 kilometrów od jej domu Bolesławca. Tam - jak zarejestrowały kamery monitoringu - spotkała się z mężczyzną i oddaliła się z nim. Roksany przez kilka dni szukali bliscy i policja. Dziewczyna została odnaleziona w nocy z piątku na sobotę. Ukrywała się w murowanej ziemiance w środku lasu, na terenie gminy Lwówek Śląski.
Miał się podać za rówieśniczkę nastolatki, sam zgłosił się na policję
Przed odnalezieniem nastolatki policja zatrzymała mężczyznę, z którym spotkała się na dworcu. Jak dowiedziała się Marta Abramczyk, reporterka TVN24, w piątek 37-latek sam zgłosił się na policję. - Dowiedział się od kolegi, że jest poszukiwany w związku z zaginięciem dziewczyny. Po tym sam zgłosił się na policję i wskazał miejsce, gdzie przebywała 14-latka - relacjonuje Abramczyk. I dodaje, że z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika, iż mężczyzna podstępem doprowadził do spotkania z nastolatką. - Dziewczyna od około roku, przez internet, szukała kontaktu z kimś, kto pomógłby jej uciec z domu. Ten mężczyzna posługiwał się fikcyjnym profilem w mediach społecznościowych i podawał się za rówieśniczkę Roksany - mówi reporterka TVN24. Po tym, gdy dziewczyna pojawiła się na dworcu w Bolesławcu, 37-latek miał - jak twierdzą na tym etapie śledczy - powiedzieć, że jest kolegą nastolatki, z którą korespondować miała Roksana.
Zarzuty i areszt
W niedzielę odbyło się przesłuchanie Roksany, a później 37-latka, który ze świadka stał się podejrzanym. Prokuratorzy postawili mu bowiem zarzuty w związku z zaginięciem dziewczyny. Jak przekazał Adam Naumczuk z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim, to zarzut nawiązania kontaktu z małoletnią poniżej 15. roku życia za pomocą sieci teleinformatycznej i zmierzania podstępem do spotkania z nią w celu wykorzystania seksualnego, a także zarzut narażenia jej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, z uwagi na - jak to ujęto w opisie czynu - "ukrywanie jej w pustostanach, gdzie była narażona na negatywne oddziaływania warunków atmosferycznych, w szczególności niskiej temperatury". Prokurator prowadzący sprawę zawnioskował do sądu o zastosowanie wobec podejrzanego środka zapobiegawczego w postaci trzymiesięcznego aresztu. Sąd do wniosku się przychylił. Decyzja jest nieprawomocna, a 37-latkowi - który nie ma pełnomocnika - przysługuje zażalenie. - Sąd przede wszystkim wziął pod uwagę, że zgromadzony materiał dowodowy wskazuje, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanego czynu. Oprócz tego zachodzi obawa matactwa ze strony podejrzanego. Sąd w uzasadnieniu wskazał, że sprawa ma charakter rozwojowy i istnieje obawa, że podejrzany, przebywając na wolności mógłby ewentualnie wpływać na osoby w sprawie przesłuchane lub te, które dopiero będą przesłuchiwane w charakterze świadków - przekazał przedstawiciel Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim. I dodał, że podejrzany zapewniał, że "jego celem nie było jakiekolwiek złe postępowanie wobec pokrzywdzonej". 37-latek zostanie osadzony w areszcie śledczym w Hajnówce.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24