Po wypadku auta osobowego i dwóch busów na autostradzie A4 większość kierowców odpowiedzialnie utworzyła korytarz życia. Niektórzy jednak mieli dość czekania w kilkukilometrowym korku i ruszyli korytarzem pod prąd, w efekcie korkując także ten przejazd.
W środę na A4 pomiędzy węzłami Kąty Wrocławskie i Kostomłoty zderzyły się trzy pojazdy. Jedna osoba została ranna. Na trasie w kierunku Legnicy powstał potężny, sześciokilometrowy zator. Policja wyznaczyła objazdy, ale wielu kierowców było zmuszonych do czekania kilka godzin w korku.
Pod prąd
Większość z nich rozjechało się na skrajne części pasów, tworząc korytarz życia. Jak widać na nagraniach, które otrzymaliśmy od jednego z kierowców, niektórym zabrakło cierpliwości. Korytarzem życia, przeznaczonym dla karetek czy wozów straży pożarnej, pod prąd zaczęły jechać samochody. W pewnym momencie za pierwszymi "odważnymi" przykład brało coraz więcej kierowców, aż w końcu stworzył się cały sznur aut. Pomysł nie wypalił, bo i ta nitka po czasie się zablokowała, całkowicie blokując przejazd.
- Od zeszłego roku obowiązują przepisy, które określają, jak powinniśmy się zachować w takiej sytuacji. Kierowcy często nie zdają sobie sprawy z konsekwencji czynów takich jak w tym przypadku - mówi Przemysław Ratajczyk z biura prasowego wrocławskiej policji. I dodaje: - Jeśli nie utworzymy korytarza lub go zablokujemy, grozi nam mandat do 500 złotych. W szczególnej sytuacji sprawa może zostać skierowana do sądu. Wtedy zagrożenie grzywną wzrasta do pięciu tysięcy złotych.
Jeśli po analizie nagrań policja namierzy kierowców, będą musieli oni liczyć się z konsekwencjami.
ZOBACZ TAKŻE:
Źródło: TVN24 Wrocław/PAP