Nie, to nie błąd. W największej wrocławskiej przychodni specjalistycznej na pierwszą wizytę u endokrynologa trzeba czekać 10-11 lat. Niewiele lepiej jest w innych placówkach. Lekarze winią system, który dopuszcza zaledwie garstkę nowych pacjentów.
W 2015 roku, aby dostać się do endokrynologa w centrum medycznym "Dobrzyńska", czekać trzeba było 4 lata. Wówczas minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, jako jeden ze swoich sztandarowych postulatów, głosił ten o skróceniu kolejek. Tymczasem dwa lata później nie tylko brak poprawy, ale oczekiwanie wydłużyło się. O 6, a nawet 7 lat.
- Mamy u siebie poradnie endokrynologiczną dla dzieci. Powinniśmy dzieciom mającym 8 lat dawać informację, aby rejestrowali się w poradni dla dorosłych, żeby miały możliwość kontynuowania opieki - komentuje Maciej Sokołowski, dyrektor Wojewódzkiego Zespołu Specjalistycznej Opieki Zdrowotnej "Dobrzyńska".
Sokołowski, w rozmowie z nami o tym nieprawdopodobnym czasie oczekiwania, pozwala sobie na odrobinę uszczypliwości. Ale to z bezradności. Sam ma związane ręce sposobem funkcjonowania systemu.
Kto ma pierwszeństwo?
Problem jest złożony. Największe kolejki tworzą się w poradniach, które leczą przewlekłe choroby. Nasz reporter sam sprawdził w okienku przychodni, ile musiałby czekać na taką wizytę. Usłyszał: 11 lat.
- Kiedy przychodzi nowy pacjent ze skierowaniem pilnym, to jeszcze nie jest tak źle, okres oczekiwania to 33 dni. Gorzej jest ze skierowaniem stabilnym, wtedy jest to około 10 lat - tłumaczy dyrektor "Dobrzyńskiej".
Dlaczego tak się dzieje? Przychodnia w pierwszej kolejności musi obsługiwać pacjentów, którzy już są pod ich opieką, są w trakcie leczenia. Miesięcznie udzielanych jest około 1200 porad. Problem w tym, że około 1150 z nich dotyczy właśnie wizyt w związku z kontynuacją leczenie.
Zostaje więc kilkadziesiąt, a czasem zaledwie kilkanaście miejsc dla nowych pacjentów. Do tego trzeba dodać honorowych krwiodawców, inwalidów wojskowych, kobiety w ciąży, czy działaczy opozycji antykomunistycznej, którzy mają specjalne uprawnienia i pierwszeństwo nawet przed pacjentami pilnymi.
Brak pieniędzy
To wszystko sprawia, że osoba w stabilnym stanie praktycznie nie ma szans na konsultację z endokrynologiem.
- Nadzieją dla tych osób jest nagłe pogorszenie stanu zdrowia, albo zajście w ciążę - ironizuje Sokołowski, po czym tłumaczy z czego wynika tak zły stan rzeczy.
Jak przyznaje, Polacy ogólnie bardzo lubią korzystać z porad specjalistów. Ich leczenie stawiają ponad wizytę u lekarza rodzinnego. Tyle, że - według niego - specjalistów po prostu brakuje, ponieważ licznie przechodzą do sektora prywatnego, gdzie zwyczajnie zarabiają więcej. I tu pojawia się kwestia, która zawsze jest bolączką służby zdrowia - brak pieniędzy. Bez nich sytuacja się nie poprawi.
Podobne zdanie wyraża dolnośląski konsultant ds. endokrynologii, prof. Marek Mędraś. Nie zgadza się tylko z opinią o braku specjalistów.
- Kolejki są tak długie ponieważ brakuje pieniędzy. Problemem w Polsce nie jest niewystarczająca liczba specjalistów endokrynologii. Pacjenci są po prostu przyzwyczajeni do porad lekarzy specjalistów, a w większości przypadków wystarczyłaby jednak wizyta u lekarza rodzinnego - tłumaczy Mędraś.
Lekarze rodzinni mogliby pomóc
I w tym właśnie dyrektor Sokołowski upatruje rozwiązania problemu swojej, ale też innych wrocławskich przychodni, w których na wizytę czeka się od 3 do 8 lat. Twierdzi, że gdyby lekarze rodzinni przejęli część pacjentów zdiagnozowanych, z wyznaczonym przebiegiem leczenia, specjaliści mieliby więcej czasu dla osób dotąd nie poddawanych diagnozie.
Według niego byłby to szybki i efektywny sposób na przynajmniej częściowe rozładowanie kolejek.
Tymczasem w tej 10-letniej, do endokrynologa, czeka około 1400 osób.
Autor: ib/mś / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław