Wrocławski urząd miasta zamierza złożyć do prokuratury trzy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z liderów marszu narodowców Jacka Międlara. Zdaniem urzędników nawoływał on między innymi do nienawiści na tle różnic wyznaniowych i narodowościowych, a także zachęcał do linczu na pracownikach wrocławskiego magistratu. 11 osób zatrzymanych po marszu usłyszało prokuratorskie zarzuty czynnego udziału w zbiegowisku, dwie 17-latki odpowiedzą za znieważenie policjantów.
W poniedziałek o godzinie 19 niespełna tysiąc osób (według szacunków miasta) zebrało się w okolicy Wyspy Słodowej, aby przemaszerować ulicami Wrocławia pod hasłem "Żeby Polska była Polską". Narodowcom przewodził były ksiądz Jacek Międlar.
Pochód przeszedł zaledwie kilkaset metrów, jego czoło zdążyło przekroczyć skrzyżowanie Pomorskiej i Dubois, kiedy władze miasta poinformowały o godzinie 19.25 o jego rozwiązaniu. Powodem miały być odpalone race oraz antysemickie hasła.
Uczestnicy marszu kilka razy wzywani byli do rozejścia się. W końcu doszło do starć z policją. W stronę funkcjonariuszy poleciały petardy, race, puste butelki. Policjanci odpowiedzieli użyciem siły, gazu, a na końcu armatek wodnych.
W kilkadziesiąt minut udało się sytuację opanować. Bezpośrednio po marszu zatrzymanych zostało 14 osób. Pięć osób - w tym trzech policjantów - zostało niegroźnie poszkodowanych. Wszyscy otrzymali pomoc medyczną na miejscu.
Prezydent odważnie
Jeszcze tego samego dnia wieczorem prezydent Wrocławia Jacek Sutryk w swoim wpisie na Facebooku stanowczo skrytykował to, co stało się na ulicach miasta.
"Grupka osób, która zdecydowanie inaczej rozumie nasze wspólne święto tj. jako okazję do obrażania innych, wyzywania policji i walki z nią, chciała nam popsuć Dzień Niepodległości. A czynów tych, co jeszcze smutniejsze, dokonują, mając na ustach słowa Mazurka Dąbrowskiego. Na to naszej zgody nie ma i dlatego rozwiązaliśmy marsz. Powiem więcej: możecie wykrzykiwać, że jestem "cwelem i pedałem", możecie nas obrażać, ale na szarganie polską flagą we Wrocławiu nie było, nie ma i nie będzie miejsca. Nie będziemy na to pozwalać" - komentował włodarz miasta.
Teraz miasto zapowiada złożenie do prokuratury trzech zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez Jacka Międlara, który stał na czele marszu.
Międlar może mieć kłopoty
- Pierwsze zawiadomienie dotyczy przebiegu samego marszu, a właściwie słów, jakie padły z ust Jacka Międlara. Nawoływał on do nienawiści na tle różnić wyznaniowych i narodowościowych. Między innymi szczuł na Żydów, określając ich słowami "tchórzliwi" czy "nienawistni", co wypełnia znamiona przestępstwa artykułu 256 Kodeksu karnego - mówi Bartłomiej Ciążyński, doradca prezydenta Wrocławia do spraw tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii.
Okrzyki te były zresztą jednym z powodów rozwiązania marszu.
- Drugie zawiadomienie związane jest z publikacją artykułu udającego felieton historyczny, jaki ukazał się 7 listopada na portalu wprawo.pl, prowadzonym przez Międlara. W naszej ocenie jest on pochwałą Holocaustu, nawoływaniem do dyskryminacji, a także konfliktu zbrojnego - tłumaczy Ciążyński.
Te dwa zawiadomienia Jacek Sutryk zamierza złożyć w imieniu gminy Wrocław. Trzecie zawiadomienie prezydent chce złożyć osobiście. Dotyczy ono przemowy Międlara na wrocławskim rynku, kiedy zapowiadał przywiązywanie urzędników wrocławskiego magistratu do pręgierza i nawoływał do ich linczowania.
- To kwestia bezpieczeństwa mieszkańców, ale też kwestia idei, która przyświeca naszemu miastu, które ma być otwarte i tolerancyjne. W którym każdy będzie czuł się dobrze, niezależnie od narodowości, orientacji, religii, czy koloru skóry. Nie pozwalamy na łamanie prawa na manifestacjach - zaznacza Bartłomiej Ciążyński.
Zarzuty
Od środowego poranka do Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Śródmieście doprowadzane były kolejne osoby, które - według policji - łamały prawo po rozwiązaniu marszu przez magistrat. W sumie po marszu zatrzymano 14 osób.
Po południu rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu podała, że łącznie 11 mężczyzn w wieku od 18 do 64 lat usłyszało zarzuty za czynny udział w zbiegowisku pomimo wiedzy, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osoby lub mienie. Grozi za to do 3 lat więzienia. Zastosowano wobec nich dozór policji oraz poręczenia majątkowe.
W poniedziałek zatrzymano także dwie 17-latki. One z kolei usłyszały policyjne zarzuty znieważenia interweniujących funkcjonariuszy. Ostatnia zatrzymana osoba dopuściła się tylko wykroczenia.
Wrocławska policja analizuje obecnie nagrania z kamer monitoringu miejskiego celem ustalenia innych osób, które złamały przepisy prawa. - Osoby te muszą liczyć się z konsekwencjami - zapewniał we wtorek Kamil Rynkiewicz z biura prasowego dolnośląskiej policji.
Autor: ib/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Wrocław