Dziewięć tygrysów, które utknęły na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie zostało uratowanych. Siedem trafiło do poznańskiego zoo, dwa do ogrodu w Człuchowie w województwie pomorskim. Stan jednego z nich uznawany jest za ciężki.
"Przyjechały. Chude, odwodnione, z zapadniętymi oczami, futra obklejone odchodami, odparzenia od moczu, w totalnym stresie, bez woli i chęci do życia. Pokrzywione grzbiety, straszliwy smród w aucie. Skrzywdzone, cierpiące i upodlone" - poinformowało w czwartek nad ranem poznańskie zoo w komunikacie.
Jak czytamy, dwójka tygrysów jest "w stodole, nakarmiona, napojona, obłożona słomą, odpoczywa po podróży".
"I koszmar, z którym musimy zmierzyć się od rana - w rozpadającej się skrzyni tygrys oszalały ze stresu i agresywny. Jego klatka zagradza dostęp do pozostałych. W pozostałych skrzyniach zwierzęta zrezygnowane, ale żywe. W jednej - brak oznak życia. Ze względu na bezpieczeństwo zwierząt i ludzi musimy odczekać do świtu, bo dopiero za dnia spróbujemy przetransportować rozpadającą się skrzynię" - napisało poznańskie zoo.
"Kondycja zwierząt - bardzo zła"
"Sytuacja jest dramatyczna. Kondycja zwierząt - bardzo zła" - poinformowano.
"Prawdopodobnie będzie konieczne użycie środków przysypiających"
Rzeczniczka prasowa ogrodu zoologicznego w Poznaniu Małgorzata Chodyła powiedziała na konferencji prasowej po godzinie 7, że nie rozładowano jeszcze pięciu skrzyń, w których znajdują się tygrysy. - One są jak śledzie w beczce ciasno poukładane. (...) To takie straszne drewniane skrzynie - mówiła.
Akcja rozładunku skrzyń może zająć wiele godzin.
- Na drodze stoi nam skrzynia, która podczas próby transportu się rozpada. Odchodzi dno, a szybry, czyli przejście i końcówka z tyłu, żeby zwierzę wyszło albo mogło wejść po prostu są niezabezpieczone śrubami, blokadami. Nie mogliśmy ryzykować, ponieważ zwierzę w środku jest bardzo pobudzone, przerażone, agresywne - wyjaśniła Chodyła.
- Kiedy ryknął nam w samochodzie raz, drugi, trzeci, po prostu odpuściliśmy. (...) Nie mogliśmy ryzykować życia ludzi. Życie tych zwierząt jest dla nas bardzo cenne, ale nie jest cenniejsze niż życie całej naszej załogi - podkreśliła rzeczniczka.
Jak mówiła, trzeba było poczekać do świtu na przybycie nowych pracowników. - Oni już się zjeżdżają. Już trwa narada. Chociaż oczywiście jest obawa o stan i kondycję zdrowia tego zwierzęcia i wszystkich zwierząt, prawdopodobnie będzie konieczne użycie środków przysypiających przez lekarza weterynarii, żeby to zwierzę było spokojniejsze, żeby zasnęło chociaż na chwilę - poinformowała Chodyła.
Czekali na policjanta
Podczas briefingu prasowego o godz. 9 dyrektor zoo Ewa Zgrabczyńska poinformowała, że działania opóźnia brak asysty policji.
- Mamy ogromny problem. Obiecano mi, że pojawi się policjant z bronią długą, który jest niezbędny jako jedyne możliwe zabezpieczenie zdrowia i życia ludzkiego. Musimy ratować tego tygrysa, ale istnieje realne niebezpieczeństwo wyswobodzenia się agresywnego zwierzęcia z klatki, brak reakcji na środki przysypiające - mówiła dyrektorka zoo.
Dopóki funkcjonariusza nie będzie, pracownicy zoo będą próbować jedynie uśpić agresywnego tygrysa
- Walczymy o życie i zdrowie tych zwierząt, ale bez narażania życia i zdrowia ludzkiego. Niestety poznańska policja nam nie pomaga - powiedziała.
Ciężarówka z tygrysem pojechała do hangaru, gdzie podejmowane były próby przyśpienia zwierzęcia i rozładowania skrzyni.
- Środek podawany będzie z tak zwanej długiej strzykawki, jabsticka. Tylko tak możemy działać w warunkach zamknięcia w samochodach-klatkach. Nie wiemy czy środek zadziała. Musimy działać z dużą ostrożnością. Dopóki tego tygrysa nie uda nam się zabezpieczyć, cała reszta czeka na pomoc - tłumaczyła Zgrabczyńska.
Około godziny 10.20 ciężarówka z przyśpionym tygrysem opuściła hangar i podjechała pod klatkę, gdzie skrzynię rozładowano.
Brak oznak życia w jednej skrzyni
Po wywiezieniu skrzyni z agresywnym tygrysem, pracownicy mogli ocenić kondycję pozostałych tygrysów.
Zwierzętom będzie pobierana krew do badań. W większości tygrysy są "bardzo apatyczne". - Mimo że zostały podkarmione, napojone, są po prostu takie zrezygnowane. One nie wiedzą, że są tygrysami. To są złamane, upokorzone zwierzęta. To był bardzo przykry widok - mówiła nad ranem Małgorzata Chodyła o stanie zwierząt, do których pracownicy zoo mieli dostęp.
Rzeczniczka ogrodu zoologicznego w nocy informowała, że w jednej ze skrzyń, która jest na końcu samochodu nie ma oznak życia. Zaznaczyła jednak, że "być może zwierzę jest tak apatyczne, że nie reaguje odgłosami, ani żadnym drapaniem, przemieszczaniem się".
Na szczęście okazało się, że zwierzę żyje.
Po godzinie 14 dyrektor zoo poinformowała, że cała akcja zakończyła się sukcesem.
- Udało nam się uratować dziewięć istnień tygrysich - powiedziała łamiącym głosem.
Jak dodała, jeden z tygrysów jest w ciężkim stanie. - Trzymajcie za niego kciuki - dodała.
Dwa tygrysy już w Człuchowie
Dwa tygrysy dowiezione do Poznania od razu załadowano do osobnej ciężarówki, która ruszyła do zoo w Człuchowie (województwo pomorskie). - To jest akcja spontaniczna. Nie jesteśmy przygotowani na przyjęcie tylu dużych zwierząt, więc dwa zawozimy do Człuchowa, gdzie będą miały dobrą opiekę i warunki - powiedziała lekarz weterynarii z poznańskiego ogrodu zoologicznego Monika Olejniczak.
Właścicielka zoo w Człuchowie powiedziała, że zaproponowała swoją pomoc, bo akurat ma wolny wybieg, który idealnie nadaje się dla dwóch tygrysów.
Tygrysy do Człuchowa dojechały o godz. 4.
- Były bardzo zmęczone i zestresowane. To był nas najtrudniejszy transport, z jakim się zmagaliśmy. Po pierwsze zwierzęta były zdenerwowane i co chwilę zmieniały miejsce w skrzyni. Poza tym drewniana skrzynia próchniała i nie mieliśmy pewności czy wytrzyma – mówi TVN24 Izabella Odejewska, właścicielka zoo w Człuchowie.
Wybieg, na który trafią ma 280 metrów kwadratowych. - Ma dwa oddzielne pomieszczenia. To jest wygodne dla nich. Robimy to, co do nas należy. Mamy się zająć stanem zdrowia tych zwierząt i to jest teraz nasze zadanie – tłumaczy.
Zwierzęta są już w swoich sypialniach przy wybiegu. - Widzą się przez kraty. Naszym zdaniem jest to ważne, bo widać, że te zwierzęta się lubią. Na początku myśleliśmy, że mamy do czynienia z samcem i samicą. Teraz wiemy, że to dwa samce - wyjaśnia właścicielka.
Pracownicy tamtejszego ogrodu zoologicznego twierdzą, że ich stan jest dobry. - Kiedy będą mogły wyjść na zewnątrz, o tym zdecyduje lekarz. Jest to szczególny przypadek. Na pewno nie możemy tu zakładać sztywnego okresu kwarantanny, bo tygrysy będą musiały w końcu wyjść - mówi.
Nie wiadomo w jakim wieku są te zwierzęta. - Na pewno to młode osobniki. Są dobrze odżywione i dorodne - wyjaśnia.
Odejewska zwróciła też uwagę, jak trudny i niebezpieczny jest rozładunek zwierząt. – Przyjechało do nas dwadzieścia osób, które deklarowały swoją pomoc. Bardzo im za to dziękuję. Mamy duży szacunek dla tego, co zrobił ogród w Poznaniu – dodaje Odejewska.
Nie wiadomo, jak długo tygrysy zostaną w Człuchowie.
Nie miały certyfikatów
Transport 10 tygrysów dotarł na przejście graniczne w Koroszczynie w sobotę, 26 października. Jak poinformował Główny Inspektorat Weterynarii, zwierzęta zostały wysłane z Włoch 22 października z zamiarem przewiezienia ich do Dagestanu w Federacji Rosyjskiej - zgodnie z informacją umieszczoną w dokumencie INTRA wygenerowanym przez jednostkę weterynaryjną we Włoszech.
Ciężarówka ze zwierzętami została przepuszczona przez polskie służby graniczne. Przewożący tygrysy mężczyźni przedstawili dokumenty wymagane w Unii Europejskiej przy transporcie zwierząt objętych ochroną na mocy Konwencji Waszyngtońskiej. Białoruskie służby graniczne odmówiły jednak wjazdu transportu na terytorium Białorusi, ponieważ przewoźnik nie miał wymaganych w tym kraju urzędowych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby weterynaryjne. Dodatkowo kierowcy nie mieli aktualnych wiz.
Transport został cofnięty w związku z tym do Polski. Ciężarówka ze zwierzętami została zaś umieszczona na terminalu w Koroszczynie. Jeden z tygrysów zdechł.
Trafią do azylu w Hiszpanii
W środę dyrektor poznańskiego ogrodu zoologicznego Ewa Zgrabczyńska poinformowała na konferencji prasowej, że władze miasta zgodziły się na przyjęcie dziewięciu tygrysów w zoo w Poznaniu. Zwierzęta mają spędzić w stolicy Wielkopolski kilka dni, potem trafią do azylu w Hiszpanii dzięki pomocy holenderskiego stowarzyszenia Adwokaci Zwierząt.
Decyzję dotyczącą czasowego odebrania tygrysów opiekunom wydał - zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt - wójt gminy Terespol. - Decyzja została wydana zgodnie z wnioskiem policji - poinformował w środę zastępca wójta Bogdan Daniluk.
Główny Inspektorat Weterynarii poinformował, że kwestie możliwości przejęcia tych zwierząt od właściciela reguluje art. 7 ustawy o ochronie zwierząt. "Organy Inspekcji Weterynaryjnej nie są wymienione w ustawie jako posiadające uprawnienia do odebrania zwierząt" - zaznaczono w środę w komunikacie.
Sprawą zajęła się prokuratura
Sprawę transportu tygrysów bada Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej. - Prowadzone są obecnie czynności w niezbędnym zakresie mające na celu ustalenie wszystkich okoliczności, w tym także tego, czy mamy do czynienia z przestępstwem znęcania się nad zwierzętami - mówiła w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka.
Główny Inspektorat Weterynarii poinformował, że o fakcie przewożenia zwierząt bez wymaganej dokumentacji weterynaryjnej zostały powiadomione włoskie służby weterynaryjne oraz Ambasada Włoch w Warszawie.
Autor: js//now,FC/gp / Źródło: PAP, tvn24.pl, TVN24