Bezsensowna i kuriozalna decyzja, która spowoduje dla Prawa i Sprawiedliwości straty zamiast zysków – tak posłowie tej partii komentują nominowanie Adama Andruszkiewicza na wiceministra cyfryzacji. Polityk z władz PiS przyznaje portalowi tvn24.pl, że celem jest wyciągnięcie posłów z Ruchu Kukiza. - To przykład korupcji politycznej – mówi nam Paweł Kukiz.
Informacja o stanowisku wiceszefa resortu cyfryzacji dla młodego posła znanego z kontrowersyjnych poglądów budzi zdziwienie nawet wśród polityków PiS.
Poseł PiS: - Kompletny bezsens. To wygląda na próbę wzmocnienia prawego skrzydła. Ale w efekcie stracimy głosy centrowe. Taki chomik nikogo nie przyciągnie. I narażamy się na nagonkę. Już się zaczął wysyp memów. Komentarze są bezlitosne. I chyba trafne.
Posłanka PiS: - To dla mnie niezrozumiały ruch. Andruszkiewicz nie ma żadnych kwalifikacji na to stanowisko, a PiS z jego przejścia nie ma korzyści. On nawet nie jest liderem narodowców. Wręcz przeciwnie – ma opinię człowieka, który porzucił to środowisko w trudnej chwili.
Poseł PiS: - Lubię go, ale kompletnie nie rozumiem tej decyzji. Może to jakiś misterny plan, który ma drugie albo trzecie dno, ale ja go nie dostrzegam. Słyszałem wcześniej pogłoski, że Andruszkiewicz ma trafić do resortu cyfryzacji, ale to była dla mnie tak kuriozalna decyzja, że uznałem to za bzdurę.
Kulisy transferu – kukizowcy na celowniku
O drugie dno pytam polityka z kierownictwa PiS.
- Ma spore poparcie wśród młodych, w mediach społecznościowych. Chodzi zagospodarowanie tych młodych. Chcieliśmy też dać sygnał kukizowcom, że warto nas popierać w tej, ale też w przyszłej kadencji – tłumaczy.
- Andruszkiewicz od dłuższego czasu bronił w mediach naszego rządu. Nieźle sobie z tym dawał radę. Chęć dołączenia do nas zgłosił krótko po odejściu z klubu Kukiza, ale to było za wcześnie na transfer – dodaje.
Według naszych źródeł w PiS, młody poseł był bacznie obserwowany przez polityków PiS od końca 2017 roku, gdy przeszedł z klubu Kukiz'15 do koła poselskiego Wolni i Solidarni, którego liderem jest Kornel Morawiecki.
- Andruszkiewicz sam dał sygnał, że jest zainteresowany transferem do PiS. Rozmowy prowadziło z nim kilka osób. Między innymi Ryszard Terlecki – mówi nam prominentny polityk PiS.
- Od dłuższego czasu byliśmy luźno dogadani. Andruszkiewicz mocno występował w imieniu PiS w mediach i mógł w zamian mieć pewność, że w razie czego znajdzie się dla niego miejsce na liście – dodaje nasz drugi informator.
Paweł Kukiz pytany o sprawę mówi tvn24.pl, że "wejście Andruszkiewicza do rządu to przykład korupcji politycznej".
- To jest niestety teraz na porządku dziennym. Andruszkiewicz czy Kałuża – jedno bagno – ocenia lider Kukiz'15, odnosząc się do przejścia radnego Wojciecha Kałuży z Nowoczesnej do PiS, co umożliwiło tej partii zdobycie większości w sejmiku woj. śląskiego.
Sposób na "niesterowalnego" Kornela Morawieckiego
Według naszego rozmówcy z PiS, pojawianie się młodego polityka w rządzie, to efekt przeciągania do PiS środowiska Wolnych i Solidarnych, którym lideruje ojciec premiera. – Kornel Morawiecki jest niesterowalny. Swoimi wypowiedziami nieraz narobił nam kłopotów. Dlatego przeciąganie do nas jego ludzi ma sens – wyjaśnia.
W PiS można również usłyszeć opinię, że transfer ma być też odpowiedzią na informacje o powstaniu partii "Ruch Prawdziwa Europa", kojarzonej z o. Rydzykiem.
- Dlaczego ministerstwo cyfryzacji? - pytam.
Mój rozmówca z PiS uśmiecha się rozbrajająco. – To idealny resort pod tym względem. Nikt nie wie, czym się zajmuje. Dlatego ministrem może tam zostać każdy, bo ryzyko, że wywoła pożar, jest małe – przyznaje.
Małolat ministrem – szok w resorcie cyfryzacji
Styczeń 2018. Siedziba resortu cyfryzacji. Anna Streżyńska ogląda w telewizji uroczystość zaprzysiężenia nowych ministrów w rządzie Mateusza Morawieckiego. Świeżo odwołana minister cyfryzacji klnie jak szewc. Wśród nowych ministrów brakuje jednego – szefa resoru cyfryzacji.
Były współpracownik Streżyńskiej: – Szefowa była zaskoczona. Była przekonana, że to oznacza likwidację ministerstwa. Premier odwołując ją wcześniej ze stanowiska nie dał do zrozumienia, że ma taki plan.
Ostatecznie do likwidacji nie doszło, ale premier długo nie mógł znaleźć odpowiedniego kandydata na stanowisko ministra cyfryzacji i sam musiał objąć to stanowisko. Dopiero cztery miesiące później fotel ministra objął Marek Zagórski, jeden z wiceministrów w resorcie. Podjęta w kwietniu decyzja o powołaniu Zagórskiego nie odbiła się za dużym echem w mediach. Informacja o objęciu przez urodzonego w 1990 roku Adama Andruszkiewicza fotela jego zastępcy wywołała prawdziwą burzę i zaskoczyła nawet pracowników ministerstwa.
- Byliśmy w szoku, że ministrem został taki małolat. Wszyscy pytają, jakie ma kompetencje. Zwłaszcza, że ma się zajmować ważnymi projektami – mówi nasz informator.
Nasz drugi rozmówca tonuje i przyznaje, że Andruszkiewicz ma odpowiadać przede wszystkim za współpracę z parlamentem. – W tym roku do Sejmu trafi kilka naszych projektów, a ministrowie nie mają daru bilokacji i nie zawsze mogą chodzić na posiedzenia sejmowych komisji. Tym się będzie zajmował Andruszkiewicz – tłumaczy.
Zadania nowego ministra podobnie określono w zamieszczonym na stronie ministerstwa komunikacie: "Wiele z projektów realizowanych w resorcie, takich np. jak zmiana tzw. megaustawy, wdrożenie sieci 5G, projekt e-doręczeń, czy wdrożenie pełnego pakietu deregulacyjnego dla kierowców, wymagać będzie zmian prawnych, co pociąga za sobą potrzebę dobrej współpracy w procesie legislacyjnym".
"Sprawny organizator, przeciętny intelektualnie"
Przed wdrażaniem sieci 5G pochodzący z Podlasia Andruszkiewicz budował struktury Młodzieży Wszechpolskiej. Najpierw jako jej wiceprezes i szef w Białymstoku, a od 2015 roku jako prezes MW. Robert Winnicki, były lider MW, a obecnie poseł: - Sprawny organizator, przeciętny jeśli chodzi o horyzonty intelektualne. Sumiennie wykonywał to, co do niego należało – charakteryzuje.
Według byłego szefa MW, Andruszkiewicz początkowo się wyróżniał, kreował się na "osobę pryncypialną w duchu idei narodowej", co oznacza określone podejście do Unii Europejskiej, emigracji, czy aborcji.
"Najzdrowsza tkanka jest w Polsce wschodniej, nie w żadnej 'warszawce', nie w żadnych pedalskich knajpkach przy tęczy" - mówił wtedy obecny wiceminister.
Kolejny przystanek to Ruch Narodowy. Młody działacz dzięki porozumieniu narodowców z Pawłem Kukizem w 2015 roku dostał "jedynkę" na liście Ruchu Kukiz’15 i zdobywając ponad 15 tys. głosów, uzyskał mandat posła.
Sam Kukiz uważa teraz swoją decyzję o wpuszczeniu na listę młodego narodowca za błąd. - Już nieraz przepraszałem za wprowadzenie narodowców do Sejmu, ale taka jest obecna ordynacja. Aby móc startować w wyborach musiałem zebrać 120 tys. podpisów i bez struktur Ruchu Narodowego nie dałbym rady. W zamian dostali 5 "jedynek", a ja nie byłem w stanie zweryfikować w krótkim czasie ich kandydatów, którzy zajęli pierwsze miejsca – przyznaje poseł.
- Andruszkiewicz w ciągu ostatnich trzech lat wielokrotnie zmieniał barwy polityczne. Już pół roku po wyborach widoczne było, że dryfuje w kierunku PiS. Tym samym zdradził wyborców i Kukiz’15. Zdradził też swoich kolegów z Ruchu Narodowego – ocenia.
"Zapracował na opinię pogardzanego zdrajcy"
Młody polityk opuścił kukizowców w listopadzie 2017 roku. Przeszedł wtedy do koła Wolni i Solidarni. Poseł PiS: - Miejsce na liście u Kukiza załatwili mu Krzysztof Bosak i Robert Winnicki. Adam wszedł do klubu Kukiz'15, a potem wbił Winnickiemu nóż w plecy wpływając na jego odejście z klubu. Sam od początku prezentował poglądy bliskie PiS.
Zdaniem Winnickiego, Andruszkiewicz w środowisku narodowców "zapracował na opinię pogardzanego zdrajcy". - Jest zaprzeczeniem tego, co chcielibyśmy widzieć jako wzorzec narodowca w Sejmie, który powinien być merytoryczny, z drugiej strony pryncypialny ideowo. Andruszkiewicz jest pieniaczem politycznym, który politycznie nie pracuje, a w sprawach pryncypialnych w pełni popiera linię rządu – ocenia poseł.
Białoruski ślad
Andruszkiewicz, który jest absolwentem stosunków międzynarodowych na uniwersytecie w Białymstoku, napisał pracę magisterską o stosunkach polsko-białoruskich i uważa się za eksperta w sprawach wschodnich. W Sejmie działał aktywnie na tym polu jako szef polsko-białoruskiego zespołu poselskiego. Zdaniem naszego rozmówcy zbliżonego do rządu, efekty pracy tego zespołu były fatalne. - Rzuca się w oczy jego nieprofesjonalizm, brak wiedzy i jakiejkolwiek orientacji w sprawach wschodnich – ocenia nasz informator.
Według niego, grupa kierowana przez Andruszkiewicza doprowadziła do zbliżenia parlamentów polskiego i białoruskiego, który nie pochodzi z demokratycznego wyboru i nie odgrywa żadnego realnego znaczenia w białoruskim systemie władzy.
- Doświadczeni dyplomaci nie mogli się temu dziwnemu zbliżeniu nadziwić, bo dla Polski nie było z niego żadnych korzyści. Andruszkiewicz uczestniczył w delegacjach na Białorusi, które ostentacyjnie pomijały przedstawicieli demokratycznej opozycji i nieuznawanego przez władze Związku Polaków, co wywoływało kontrowersje – dodaje.
Wcześniej w Sejmie powstała inna grupa polsko-białoruska, do której weszli zarówno politycy PiS, jak i PO. W skład grupy Andruszkiewicza nie wszedł żaden ważny poseł PiS. Według naszych informacji, nieformalnie wspierał ją jednak Ryszard Terlecki. Wicemarszałek Sejmu brał udział w uroczystościach w białoruskiej ambasadzie. Z komunikatu na stronie MSZ wynika, że wicemarszałek w sierpniu 2017 roku był z Andruszkiewiczem z trzydniową wizytą na Białorusi. W Mińsku spotkali się m.in. z wiceprzewodniczącym parlamentu, wicepremierem i wiceszefem MSZ.
Zdaniem jednego z naszych rozmówców, dobre relacje z Terleckim odegrały ważną rolę przy transferze posła do rządu.
Andruszkiewicz nie odpowiada
Według niektórych spekulacji, pomogło też wsparcie Kornela Morawieckiego. Lider WiS i ojciec premiera przyznał w rozmowie z "Super Expressem", że rozmawiał z synem o młodym polityku. "Wiedziałem, że pan premier chce w jakiś sposób skorzystać z kontaktów Andruszkiewicza, które ten prowadzi w mediach społecznościowych" – powiedział.
Adam Andruszkiewicz nie odpowiedział na wysłany w środę SMS z prośbą o rozmowę i nie odbierał telefonu. Nie odpowiedział też na wiadomość z prośbą o odniesienie się do kilku najbardziej wobec niego krytycznych opinii, które formułowali nasi rozmówcy.
W czwartek przed wejściem do ministerstwa kilka pytań nowemu wiceszefowi resortu zdołał zadać reporter TVN24. Polityk powiedział, że będzie się zajmował "współpracą ministerstwa z parlamentem". Pytany o swoją wypowiedź o "warszawce" i "pedalskich knajpkach przy tęczy", Andruszkiewicz rzucił, że "jako poseł nigdy takich słów nie wypowiadał". Dopytywany, czy ich żałuje powtórzył to samo i zniknął w budynku resortu cyfryzacji.
Młodego polityka w rozmowie z tvn24.pl bierze w obronę poseł Ireneusz Zyska, który był z nim najpierw w klubie Kukiz'15, potem w kole WiS, a obecnie jest w PiS.
- To pozytywna, pracowita i zmotywowana osoba. Jest pryncypialny w poglądach i zawsze zaangażowany w to, co robi – charakteryzuje młodego ministra Zyska.
Jego zdaniem, Andruszkiewicz ma odpowiednie kompetencje, by pełnić funkcję wiceszefa resortu cyfryzacji. – Minister, czy sekretarz stanu to stanowiska polityczne. Mogą oni korzystać z pomocy ekspertów - stwierdza.
Autor: Grzegorz Łakomski/adso / Źródło: tvn24.pl