W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do pierwszej erupcji indonezyjskiego wulkanu Lewotobi Laki Laki na wyspie Flores. Od tamtej pory odnotowano łącznie osiem wybuchów, a chmura wulkanicznego popiołu wzniosła się w powietrze na wysokość ośmiu kilometrów.
Zginęło co najmniej 10 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Władze zarządziły ewakuację 16 tysięcy mieszkańców - do czwartku w bezpieczne miejsce udało się przemieścić ponad pięć tysięcy ludzi.
- Była północ, więc byliśmy w szoku, obudziliśmy się i natychmiast wybiegliśmy z domu. Ja byłem ubrany tylko w koszulkę i spodnie, nie miałem na sobie butów. Poprosiłem wnuki, aby wzięły latarkę, ale te nie chciały tego zrobić i poprosiły mnie, abym biegł dalej, aby się ratować - relacjonował noc erupcji 63-letni mieszkaniec wyspy.
Lokalne władze ogłosiły stan wyjątkowy. Z powodu erupcji zamknięto cztery małe lotniska na wyspie.
"Uciekłam do domu. Bardzo się bałam"
Niektórzy z mieszkańców w ostatnich dniach mówili, że był to największy wybuch Lewotobi Laki-Laki, jaki kiedykolwiek widzieli.
- Po raz pierwszy widziałam tak dużą erupcję, odkąd mieszkam w wiosce Lewolaga - przekazała 41-letnia Anastasia Adriyani, która mieszka poza obszarem ewakuacji. - Gotowałam w lokalnej jadłodajni i kiedy to się stało, uciekłam do domu. Bardzo się bałam - dodała.
Indonezja jest położona w rejonie tak zwanego pacyficznego pierścienia ognia, czyli w strefie częstych trzęsień ziemi i erupcji wulkanicznych.
Autorka/Autor: dd
Źródło: Reuters, tvnmeteo.pl, AFP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters