Upały nie dają wytchnienia mieszkańcom Stanów Zjednoczonych. W środę od Michigan po Florydę padły rekordy ciepła. Setki tysięcy ludzi pozbawieni są klimatyzacji. Prądu zabrakło po burzach, jakie przeszły przez Środkowy Zachód na początku tygodnia.
W środę w Stanach Zjednoczonych od Michigan po Florydę pobite zostały dzienne rekordy ciepła. Temperatura okazała się rekordowa w co najmniej 16 miastach. Najgoręcej było w Macon w Giorgii, gdzie termometry wskazały 39,4 st. C. Poprzedni rekord w tym mieście dla 15 czerwca wynosił o trzy stopnie mniej - podała Krajowa Służba Pogodowa (NWS).
Rekord padły też między innymi na lotnisku Chicago-O’Hare. Temperatura osiągnęła tam 35,5 st. C, czyli o 15 stopni powyżej normy. Poprzedni rekord, ustanowiony w 1994 roku, wynosił o jeden stopień mniej.
Służby meteorologiczne informowały wcześniej na Twitterze, że 32 miejsc w środkowej i południowej części Stanów Zjednoczonych może zbliżyć się do rekordowo wysokich wartości na termometrach lub je przekroczyć. W tym tygodniu pobiły je już między innymi St. Louis, Nashville i Charlotte.
W środę ponad 120 milionów ludzi objętych było ostrzeżeniami przed upałem.
Ludzie pozbawieni prądu
Po poniedziałkowych burzach na Środkowym Zachodzie, wielu ludzi przy upalnej pogodzie pozostaje bez prądu. W środę rano pozbawionych elektryczności było około 200 tysięcy domostw w Ohio. Przerwy w dostawie prądu mają potrwać do czwartku. Elektryczności nie mieli też mieszkańcy Indiany i Wirginii Zachodniej.
Szkoły zostały zmuszone do zmiany planów zajęć z powodu zbyt wysokiej temperatury. W Wisconsin, gdzie we wtorek na międzynarodowym lotnisku Mitchell w Milwaukee odnotowano 42,2 st. C, szkoły publiczne zwolniły uczniów wcześniej - podała CNN. Ponowie miały to zrobić w środę.
Źródło: PAP, CNN, tvnmeteo.pl