Bilans ofiar śmiertelnych cyklonu Chido wzrósł na Majotcie do 31 osób, a w Mozambiku do 45. Dziesiątki tysięcy ludzi wciąż nie mają dostępu do wody. Naukowcy obawiają się wybuchu epidemii chorób zakaźnych.
Cyklon Chido uderzył w południowo-wschodnie regiony Afryki w miniony weekend i przez kilkadziesiąt godzin szalał między innymi nad Mauritusem, Mozambikiem, Malawi oraz Majottą. Żywioł niosący za sobą huraganowy wiatr o prędkości przekraczającej 200 kilometrów na godzinę oraz ekstremalne opady deszczu, niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze. Jak podała w środę stacja CNN, w Mozambiku zginęło 45 osób, na Majotcie - 31, a w Malawi - 13.
Francuskie terytorium zamorskie zrównane z ziemią
Żywioł praktycznie zrównał z ziemią Majottę, francuskie terytorium zamorskie położone w Kanale Mozambickim na Oceanie Indyjskim. W środę stacja CNN, powołując się na miejscowe władze, podała, że oficjalny bilans ofiar śmiertelnych wzrósł tam do 31, a rannych zostało ponad 1300 osób.
Francuskie władze obawiają się, że rzeczywista liczba ofiar może być liczona w setkach, a nawet w tysiącach. Problemów przysparza fakt, że nie do końca jasne jest, ile dokładnie osób mieszka na Majotcie. Oficjalne dane mówią o 321 tysiącach osób, ale prawdziwa populacja może być wyższa z uwagi na nieudokumentowaną imigrację z Komorów czy Madagaskaru.
Na Majotcie trwają poszukiwania zaginionych osób. - Ten cyklon był jak walec, wszystko miażdżył - powiedziała agencji AFP Nasrine, nauczycielka z dzielnicy Pamandzi.
Od wtorku na Majotcie obowiązuje godzina policyjna. Ma to zapobiec grabieżom.
Brak wody, ryzyko wybuchu epidemii
Wiele rejonów Majotty nadal jest niedostępnych dla ratowników, a do 16 grudnia około 85 procent terytorium regionu było bez prądu. Dziesiątki tysięcy ludzi na Majotcie wciąż nie mają dostępu do wody. Naukowcy obawiają się wybuchu epidemii chorób zakaźnych z uwagi na to, że wiele ciał nadal nie zostało odnalezionych. Ludzie mają trudności z dostępem do jedzenia, bo sklepy racjonują zapasy. Francuski rząd stara się nie dopuścić do klęski głodu.
- Wszyscy spieszą się do sklepów po wodę. Jest ogólny niedobór - powiedział w środę w rozmowie z AFP Ali Ahmidi Youssouf, 39-letni mieszkaniec Petite-Terre, jednej z wysp należących do francuskiego terytorium zamorskiego.
W środę do Majotty, za pomocą specjalnego korytarza powietrznego, dotarła żywność.
- Dziś odbyło się dziewięć lotów. Są to samoloty państwowe i samoloty Air Austral, które są czarterowane przez państwo - powiedział Ludovic Frico, sekretarz Narodowej Federacji Portów i Doków.
Statek przewożący ponad 100 kontenerów ze środkami pomocowymi dotrze w ciągu trzech dni do dotkniętej cyklonem wyspy. Francuskie władze zapowiedziały, że będzie to pierwszy z wielu regularnych transportów. Na statku, który ma dotrzeć do Longoni, znajduje się woda, żywność, środki medyczne i sprzęt do odbudowy.
"Powrót do epoki kamienia"
Od kilku dni mieszkańcy Majotty próbują sprostać skutkom katastrofy. W stolicy - Mamoudzou - trwa naprawa uszkodzonych dachów domów. W przedmiejskich slumsach miejscowi próbują odzyskać co się tylko da ze zrównanych z ziemią terenów.
- Od pięciu dni nie otrzymałem żadnego sygnału od moich pracowników. To jak powrót do epoki kamienia - powiedział agencji Reutera jeden z mieszkańców wyspy.
Na czwartek wizytę na wyspie zapowiedział prezydent Francji Emmanuel Macron.
Źródło: Reuters, CNN, BBC
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/HANDOUT