Mieszkańcy Guamu mierzyli się w czwartek z niebezpiecznie silnym tajfunem Mawar. Zjawisko pozostawiło po sobie wiele zniszczeń, ale nikt nie został ranny.
Tajfun Mawar uderzył w czwartek w Guam - amerykańskie terytorium na Oceanie Spokojnym. W piątek światło dzienne ujrzały zdjęcia satelitarne, na których widać skalę poniesionych start po przejściu niebezpiecznego zjawiska. Fotografie ujawniły, że zniszczonych zostało sporo budynków, a także infrastruktura. To pokazuje, jak silne i groźne były porywy wiatru oraz ulewy, które przyniosła burza.
Nikt nie ucierpiał
Po tym, jak tajfun zszedł na ląd, znaczna część kraju została pozbawiona prądu i wody. Wiatr o prędkości 241 kilometrów na godzinę zrywał linie energetyczne i powalał drzewa.
Jak przekazała amerykańska Narodowa Służba Pogodowa (NWS), oko tajfunu poruszało się bardzo powoli - z prędkością około 12 kilometrów na godzinę. Meteorolodzy oszacowali, że w ciągu jednej godziny suma opadów sięgnęła aż 50 litrów wody na metr kwadratowy.
Zjawisko - choć bardzo silne - na szczęście nie pozostawiło po sobie ofiar. Według doniesień, nikt z populacji 170 tysięcy osób zamieszkujących Guam, nie ucierpiał w wyniku burzy. W specjalnie przygotowanych schronach skryło się około 980 mieszkańców.
Pogodowe konsekwencje tajfunu Mawar mogą dawać się teraz we znaki mieszkańcom Filipin i Tajwanu. Jak wskazują obecne przewidywania, zjawisko prawdopodobnie nie zejdzie już na ląd.
Źródło: Reuters