Awarie elektryczności, problemy z sieciami komórkowymi i niedziałający internet to niektóre z komplikacji, z jakimi mierzą się obecnie mieszkańcy Florydy. Huragan Ian, choć obecnie osłabł na tyle, by stać się burzą tropikalną, nie zatrzymuje się i pustoszy stan. Jak mówił korespondent TVN24 Jan Pachlowski, powrót do normalności po przejściu żywiołu może zająć długie tygodnie.
Huragan Ian uderzył we Florydę w środę około godziny 15 czasu lokalnego. Obecnie osłabł i jest klasyfikowany jako burza tropikalna. Jednak jak zauważył Jan Pachlowski - korespondent TVN24, przebywający obecnie na Florydzie - żywioł wciąż jest śmiertelnym zagrożeniem.
Problemy z prądem i komunikacją
Pachlowski powiedział, że według ostatnich danych aż dwa miliony mieszkańców Stanów Zjednoczonych zostało pozbawionych prądu. Co więcej, pojawiają się także trudności z działaniem internetu i sieci komórkowych.
- Od miejsca, w którym byłem, musiałem odjechać około dwóch-trzech kilometrów, bo dopiero tutaj tak naprawdę łączność zaczęła w miarę dobrze działać. Rozmowa telefoniczna, połączenie internetowe - z tym jest zdecydowanie bardziej ciężko - przyznał.
Jak dodał, w miejscowości Fort Meyers ratownicy musieli z powietrza ewakuować mieszkańców, gdyż siła uderzenia była bardzo duża.
- Przed atakiem huraganu władze podkreśliły, że jego działalność będzie katastrofalna. Ostrzegały, apelowały, aby słuchać wszystkich zaleceń władz i ewakuować się, gdyż często pomoc po prostu nie będzie możliwa, bo mogą z nią nie dotrzeć, tym bardziej w przypadku problemów z jej wezwaniem, gdy telefony komórkowe nie będą działać. To wszystko się potwierdziło - opowiadał.
Woda zaczęła powoli opadać
Dopiero niedawno na Florydzie rozpoczął się dzień i mieszkańcy zobaczyli, jakie straty zostały poniesione przez ostatnią, bardzo niespokojną noc.
- To, że palmy są powalone, to, że jest mnóstwo liści, to nie ma problemu, ale tysiące domów zostało zalanych, tysiące przeróżnych budynków - od restauracji po salony masażu. Już teraz wiadomo, że region ten do wstępnie normalnego życia będzie podnosił się przez kilka tygodni. Podobnie było pięć lat temu w przypadku Irmy [huragan piątej kategorii, który uderzył we Florydę we wrześniu 2017 roku - przyp. red.]. Powrót do normalnego życia trwał blisko rok, tak duże były zniszczenia - mówił reporter.
Woda powodziowa, która pojawiła się w wyniku ulew, jakie przyniósł Ian, zaczyna powoli opadać. - W dalszym ciągu część mostów i dróg jest zamkniętych. Jest też problem z kontaktem z najbliższymi, z sąsiadami. Jeżeli ktoś opuścił swój dom, a sąsiad został, mieszkańcy starali się do niego dodzwonić i dowiedzieć się, co się dzieje. Tylko szczątkowe SMS-y dochodziły, nie można było się dodzwonić. Ja starałem się dodzwonić do mojego sąsiada 30 razy. Po trzydziestym razie się udało, ale rozmowa trwała tylko kilka sekund - powiedział.
"W dalszym ciągu jest śmiertelnie niebezpieczny"
Na Florydę ściągnięto dziesiątki tysięcy pracowników firm energetycznych z całego kraju, by jak najszybciej uporać się z problemem braku energii elektrycznej. Pachlowski wspomniał, że władze zaznaczyły, iż w niektórych sytuacjach naprawy mogą potrwać do dwóch tygodni.
- Wtedy na Florydzie życie będzie szczególnie ciężkie, dlatego że o tej porze roku jest tu bardzo duża wilgotność, a funkcjonowanie bez klimatyzacji jest naprawdę trudne. Żywioł w tej chwili porusza się po środkowej Florydzie w stronę Oceanu Atlantyckiego. Około piątku powinien znaleźć się nad wodą. W dalszym ciągu jest śmiertelnie niebezpieczny. Władze apelują - uważajcie na siebie. Rzeczywiście, tak silnego i destrukcyjnego huraganu, tutaj na Florydzie, nie było od lat - podsumował.
Źródło: TVN24