W Boliwii przez trzy tygodnie spłonęły dwa miliony hektarów lasów. Z powodu dymu wiele osób ma problemy zdrowotne.
Boliwia zmaga się z największymi od co najmniej dwóch dekad pożarami. Według grupy ekologicznej Fundacion Amigos de la Naturaleza w ciągu trzech tygodni pożarów niemal podwoiła się liczba spalonych w tym roku terenów. Do niedawna bilans wynosił 2,1 mln ha lasów, teraz wynosi 4,1 mln ha.
Z powodu wszechobecnego dymu w miejscowościach Palestina i Makanate wiele osób wymaga pomocy medycznej. Mieszkający w najbliższych okolicach płonących lasów doznali najsilniejszych problemów.
- Wszystkich szczypią oczy i swędzą gardła, kaszlemy z powodu dymu, jest bardzo ciepło. Dzieci mają migreny, fatalnie to znoszą - powiedziała Maria Surepi, mieszkanka Makanate.
Niosą pomoc
Władze kraju utworzyły mobilne kliniki, do których mogą zgłaszać się osoby czujące skutki ogromnej pożogi.
- Dzieciom poniżej piątego roku życia najczęściej doskwierały ostre biegunki. Dorośli mieli problemy z zapaleniem oskrzeli. Mieliśmy przypadki zapalenia spojówek, alergii i oparzeń pierwszego stopnia, kiedy pomagaliśmy żołnierzom, którzy walczyli z ogniem - opowiadał ratownik medyczny Luis Alberto Sensano.
Straty w faunie
Z powodu pożarów cierpią nie tylko ludzie. Szacuje się, że ogień zabił ponad dwa miliony zwierząt - jaguarów, pum, lam czy gryzoni.
Pomimo wykorzystania samolotów gaśniczych, śmigłowców i wsparcia pięciu tysięcy strażaków, żołnierzy i policji, wielu terenów nie udało się ocalić. - Las jest całkowicie zwęglony, a szkody nieodwracalne - powiedziała profesor Sandra Quiroga z Uniwersytetu w Santa Cruz.
Autor: kw/map / Źródło: Reuters, plantbasednews.org