Do Bangkoku zaczęła wdzierać się woda. Mieszkańcy jednego z północnych dystryktów Sai Mai już zmagają się z wodą. Na razie powódź nie spowodowała tam większych zniszczeń. Do pozostałych części stolicy woda nie zdążyła jeszcze wtargnąć. Władze starają się zrobić wszystko, by tak się nie stało.
Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra wezwał w piątek mieszkańców Bangkoku, aby przygotowali się do ewakuacji do wyżej położonych dzielnic stolicy, ponieważ powódź zaczęła wdzierać się już na przedmieścia.
Agencja Associated Press informuje, że woda zaczęła podtapiać domy w północnej dzielnicy Lak Si, nie powodując na razie większych zniszczeń. Dzielnica biznesowa Bangkoku nie została dotychczas dotknięta przez powódź.
Sai Mai jest wysunięte na północ, na razie podtopienia zagrażają wyłącznie dystryktom takim jak on.
Trwają prace nad planem
Władze, przy pomocy inżynierów, starają się tak zaplanować uruchamianie śluz, żeby woda próbująca wedrzeć się do stolicy, spływała po obrzeżach miasta i wpadała prosto do morza. W ten sposób chcą umożliwić przepływ wody przez centrum bez obciążenia grobli. Rząd przyznał, że jest to ryzykowne posunięcie, ponieważ kanały mogą się przepełnić.
Na wypadek, gdyby nie udało się zapanować nad żywiołem, władze mają też kilka innych rozwiązań.
Dla tych obywateli, którzy będą uciekać przed żywiołem, przygotowano 45 tys. miejsc w schroniskach. W pogotowiu pozostaje 50 tys. żołnierzy sił zbrojnych oraz 30 tys. policjantów, którzy będą starali się zminimalizować wpływ wielkiej fali.
- Bangkok jest w 90 proc. bezpieczny - zapewniał minister sprawiedliwości i szef sztabu kryzysowego Pracha Promnok.
Władze są krytykowane
Władze Tajlandii, na czele z premier Yingluck Shinawatra, są powszechnie krytykowane za to, co dzieje się w kraju. Obywatele zarzucają urzędnikom, że niedostatecznie zadbali o ich bezpieczeństwo.
- Muszę przyznać, że rząd nie może trzymać ręki na pulsie przez cały czas - tłumaczyła się Shinawatra. - To czas wielkiego kryzysu, wszyscy powinniśmy pracować razem, żeby z niego wyjść - dodała, nawołując Tajlandczyków do zjednoczenia się.
Banki będą działać pomimo wszystko
Część budynków biznesowych obłożonych jest workami z piaskiem. Inne okryte są co najmniej dwumetrowymi płachtami, która ma je odciąć od ewentualnego wysokiego poziomu wody.
Jeśli woda rzeczywiście wejdzie do miasta, to szkody będą ogromne.
- Można mówić o uszkodzeniach od pięciu do dziesięciu razy większych od tych w przemysłowej północy kraju. Nie wiemy, czy w ogóle będzie można je zmierzyć. A banki będą musiały nadal działać – powiedział Bhakorn Vanuptikul, wiceprezes Bangkok Bank.
- Jedną z rzeczy, którą bank próbuje zrobić, jest utrzymanie systemu finansowego. Trzeba upewnić się, że płatności i inne transakcje będą dobrze wykonywane. Bez systemu finansowego nic nie będzie działać – dodaje.
Jedna trzecia kraju pod wodą
Dotychczas trwająca od końca lipca powódź, która oceniana jest jako najgorsza od dziesięcioleci, spowodowała śmierć ponad 342 osób. Tysiące pozostały bez dachu nad głową.
Bank centralny oszacował straty w przemyśle na ponad 3,3 mld dolarów. Teraz wielka woda swoim zasięgiem objęła trzecią prowincję Tajlandii – w sumie 1,6 mln. hektarów w północnej, północno-wschodniej i środkowej części kraju. Powódź zniszczyła jeden z najbardziej uprzemysłowionych obszarów kraju położony na północ od Bangkoku.
Autor: map,usa//ŁUD / Źródło: reuters, pap