Jednej piątej bezkręgowców, w tym pszczołom zapylającym rośliny i dżdżownicom spulchniającym glebę, grozi wyginięcie - alarmują brytyjscy naukowcy. To o tyle niepokojące, że zwierzęta te wykonują zupełnie za darmo pracę wartą rocznie biliony dolarów.
"Rosnąca ludzka populacja wywiera coraz większą presję na stworzenia rządzące światem" - czytamy w przedstawionym w piątek raporcie Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego powstałego przy współpracy Międzynarodowej Unii Przyrody.
Czarna lista
Zagrożone wyginięciem są m.in. ślimaki, pająki, meduzy, homary, koralowce, motyle i chrząszcze.
- Te bezkręgowce to inżynierowie ekosystemu. Produkują gratis dużo rzeczy, które potem wykorzystujemy m.in. użyźniają glebę, zapylają rośliny, oczyszczają wodę i zajmują się recyklingiem odpadów - mówi zoolog Ben Collen.
Dla przykładu wartość zapylania upraw przez owady została wyceniona na 191 mld dol. rocznie a robaków odpowiedzialnych za różnorodność biologiczną gleby na 1,5 biliona dol.
Dla bezkręgowców nie ma miejsca na tej planecie
Bezkręgowce to 80 proc. światowej populacji zwierząt. Mimo to, ludzie mają tendencję do ich ignorowania, bowiem pokutuje stereotyp, że to liczna i niewrażliwa na ludzki wpływ część fauny. Świadczy o tym chociażby fakt, że dotychczasowe wydatki na ochronę zwierząt skupiały się na bardziej widocznych i spektakularnych gatunkach, jak niedźwiedzie polarne, tygrysy czy orły.
Bezkręgowce zagrożone są przede wszystkim przez rosnącą ludzką populację, a ta do połowy XXI wieku zwiększy się z siedmiu do aż dziewięciu miliardów. Oznacza to, że ludzie coraz śmielej będą pozbawiali bezkręgowców siedlisk, zanieczyszczali środowisko i zmieniali klimat, w którym ci liczni przedstawiciele fauny przyzwyczajeni są żyć.
Autor: mm/rs / Źródło: Reuters