Rekord gorąca, jaki obowiązywał w Sydney od 1939 roku, został w piątek pobity. 45,8 st. Celsjusza, jakie odnotowano, było na tyle męczące dla mieszkańców i turystów, że ochłody szukali w fontannach. Fala upałów w Australii utrudnia walkę z pożarami lasów.
Dla mieszkańców Sydney piątek był najgorętszym dniem w życiu - poinformowało australijskie Biuro Meteorologiczne. O godzinie 15.55 odnotowano tam 45,8 st. Celsjusza, co oznacza, że padł rekord wysokości temperatury.
- Gorąco było nie do zniesienia. Wskakiwaliśmy do fontann, żeby się ochłodzić - mówiła lokalnym mediom mieszkanka Sydney.
- Przyjechaliśmy tu z Niemiec, gdzie jest aktualnie kilka stopni poniżej zera. Tu jest ponad 40 st. Celsjusza więcej - żalili się turyści.
Poprzedni rekord padł w Sydney 14 stycznia 1939 roku. W mieście odnotowano wtedy 45,3 st. C.
Na lotnisku jeszcze goręcej
W Sydney padł jeszcze jeden rekord gorąca. Na miejscowym lotnisku, gdzie jest cieplej niż w innych częściach miasta, termometry pokazały 46,6 st. C. Dotąd taki wynik nie został tam osiągnięty.
Upał miał swoje konsekwencje. Ratownicy medyczni musieli nieść pomoc kilkuset ludziom, którzy cierpieli m.in. z powodu odwodnienia.
Tragiczne pożary
Australijscy strażacy nie radzą sobie z pożarami lasów wybuchającymi przez upał na południu i na wschodzie kraju. W niektórych rejonach ogień przemieszcza się bardzo szybko.
W południowo-wschodniej części stanu Wiktoria ogień wypalił już 25 tys. ha terenu. W piątek zniszczył kilka budynków w rejonie Aberfeldy. Mieszkańcy w pośpiechu uciekali z domów przed nadciągającym ogniem. Mimo że pożar w rejonie wybuchł w czwartek, władze nie zarządziły tam ewakuacji, bo nie spodziewały sie, że dotrze do zabudowań.
"Widziałem płomienie na szczycie wzgórza"
Noc z czwartku na piątek na długo zapamiętają mieszkańcy Seaton - niewielkiej miejscowości w stanie Wiktoria, oddalonej 200 km od Melbourne. Musieli nagle uciekać z domów po tym, jak obudził ich ogień podchodzący pod budynki.
- Obudziłem się o 2.30, ze wzgórz dochodził huk - opowiadał jeden z nich Mick MacManus. - Widziałem płomienie na szczycie wzgórza i słyszałem dużo wybuchów butli gazowych itp. - To była ogromna ściana ognia schodząca w dół do miasteczka. Dom za mną został zrównany z ziemią - relacjonował.
Zginął, gdy uciekał przed ogniem?
Ogień prawdopodobnie był przyczyną śmierci jednego z mieszkańców Seaton. Ciało niezidentyfikowanego jeszcze mężczyzny znaleziono w piątek po południu we wraku spalonego samochodu.
W mieście trwa usuwanie szkód wywołanych przez pożar. Zniszczonych zostało kilka budynków. Mieszkańcy, którzy opuścili swoje domy, nie mogą do nich wrócić, zanim nie zostaną tam przeprowadzone kontrole bezpieczeństwa.
Strażacy przetrwali w wozie
W poważnym niebezpieczeństwie znaleźli się czterej strażacy walczący z ogniem w okolicach Glenmaggie. W pewnym momencie niemal otoczyły ich płomienie. Mężczyźni schronili się w wozie strażackim i tam udało im się bez szwanku przeczekać najgorsze chwile. - Wszystko z nimi w porządku - poinformowała rzeczniczka Stanowego Centrum Kontroli. Jak podała, do użytku nadal nadaje się także wóz strażacki.
Autor: js/rs/bgr / Źródło: Reuters TV, heraldsun.com.au, theaustralia.com.au, brisbanetimes.com.au