W wyniku powodzi, która nawiedziła Pakistan ucierpiały tysiące Pakistańczyków. Obywatele tego kraju zostali pozbawieni swojego dobytku, ich dzieci są niedożywione i zapadają na ciężkie choroby. Pomocy od pakistańskiego rządu nie widać.
Członkowie dwunastoosobowej rodziny Junejo odetchnęli z ulgą, kiedy wojskowa łódź przypłynęła im na ratunek tydzień temu. Niestety nie był to koniec ich nieszczęścia.
Ich niewielki dobytek, wyłowiony z odmętów wody, musiał niestety zostać sprzedany, żeby było za co kupić jedzenie ciężko chorującym dzieciom.
- Dzieci żebrzą wśród kierowców przejeżdżających samochodów o jedzenie - mówi 50-letni Ahmed Junejo, jeden z dwóch milionów przesiedlonych Pakistańczyków, zamieszkujących spustoszoną przez powódź prowincję Sindh.
Sytuacja jest tragiczna
Jak wiele pakistańskich rodzin, rodzina Junejo jest załamana faktem, że będzie musiała radzić sobie sama.
-Potrzeba nam tylko dwóch rzeczy: jedzenia i namiotu, w którym będziemy się chronić przed słońcem i przed deszczem - żali się Ahmed. - Nikt nie pofatygował się, by zobaczyć, jak żyjemy. Nie wiemy, skąd możemy uzyskać pomoc. Wciąż czekamy, aż ktoś do nas przyjdzie - dodaje.
Nie ma pieniędzy
Pakistański rząd nie dysponuje środkami na odbudowę zniszczeń po wywołanej monsunem powodzi, która pozbawiła zycia 300 osób i zniszczyła 1,2 mln domów.
Taka sama sytuacja miała miejsce w zeszłym roku. Władze nie były w stanie ukoić cierpienia milionów obywateli. Około 800 tys. rodzin, ofiar ubiegłorocznych ulew, wciąż jest bezdomnych.
Obywatelom pomaga wojsko
Pakistańska armia jest bardzo pomocna. Podróżuje przez kraj, niosąc pomoc tym, którzy zostali bez niczego. Ale nawet ta najmniejsza pomoc nie łagodzi gniewu ludzi, którzy stracili jedyny dobytek.
Junejo sprzedał swój telefon komórkowy za równowartość trzech dolarów. Za zarobione pieniądze udało mu sie kupić kilka herbatników i mąkę, dzięki którym rodzinie uda sie przetrwać kilka dni.
Ratunek dzięki znajomościom
Ahmed jest zdania, że żeby otrzymać pomoc, trzeba mieć znajomości wśród politycznych elit.
- Chcę opiekować się swoją rodzina i kramić ją. Nie mogę patrzeć, jak moje dzieci cierpią. Nie znamy nikogo wysoko postawionego, więc pozostało nam jedynie czekać - załamuje ręce Junejo.
Potrzeba setek milionów dolarów
Premier Yusuf Raza Gilani, który odwiedzał ofiary, stwierdził, że rozmiar zniszczeń przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Rząd sam nie jest w stanie pomóc Pakistańczykom, dlatego premier zaapelował o pomoc do środowisk międzynarodowych.
- Ta powódź to naprawdę ogromna katastrofa, jeśli weźmiemy pod uwagę, że poziom niedożywienia w prowincji Sindh jest tak wielki jak w Czadzie i w Nigerze - mówi Timo Pakkala z Organizacji Narodów Zjednoczonych. Pakkala zaapelował o datek w wysokości 356 mln dolarów.
Pomoc jest niezbędna
Pozyskanie pieniędzy to konieczność. Najmłodszy, dwuletni, syn Ahmeda przez tydzień zmagał się z gorączką i biegunką. Leki z pobliskiego szpitala nie pomogły, na pobyt dziecka w prywatnej klinice nie było go stać.
- Nie mamy już nic do sprzedania - oznajmia z rezygnacją Ahmed.
Autor: map//aq / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: EPA