Norweskie służby ratunkowe wciąż przeszukują tereny osuwiska w gminie Gjerdrum, w poszukiwaniu 10 zaginionych osób. Grunt jest niestabilny, co znacznie utrudnia akcję. Władze ostrzegły, że nawet najmniejszy wstrząs może spowodować dalsze osuwanie się ziemi.
W Norwegii wciąż trwa akcja ratunkowa po osunięciu ziemi. Do katastrofy doszło w Ask w gminie Gjerdrum w środę wczesnym rankiem. Służby nadal szukają zaginionych 10 osób. Ratownicy nie natrafili dotąd w rejonie katastrofy na żywe osoby lub ich ciała.
Początkowo poszukiwano 26 osób, z czasem okazało się, że większość zaginionych odnalazła się w innych miejscach niż w rejonie osuwiska. Jak podała norweska telewizja TV2 wśród osób, z którymi wciąż nie ma kontaktu, jest mężczyzna, kobieta w ciąży oraz ich 2,5-letnia córka.
Akcja ratownicza trwała całą noc, ale z powodu możliwości wystąpienia kolejnych osunięć wejście ratowników do powalonych domów nie jest możliwe.
Lokalna policja zaapelowała do mieszkańców okolicy, aby zrezygnowali z fajerwerków przy powitaniu Nowego Roku. Nawet najmniejszy wstrząs może wywołać kolejne osunięcia.
Dotychczasowy bilans katastrofy to co najmniej 10 osób rannych, 31 zawalonych domów oraz dziewięć budynków. Ewakuowano 900 osób. W wielu gospodarstwach pozostawiono zwierzęta, które wymagają nakarmienia i opieki.
Relacja Polki
- Ta ziemia się cały czas osuwa. To też nie jest osuwisko ziemskie, a tak zwane gliniane, tak zwanej quick clay, czyli gliny pomorskiej, która po prostu została naruszona. Tam warunki są bardzo trudne, poza tym zaczyna być coraz zimniej, jest -1 stopień, pada śnieg - mówiła Dorota Leśkiewicz-Saethran, Polka mieszkająca w Norwegii. Jak dodała, w nocy z środy na czwartek podjęto decyzję o przeszukaniu części terenu z pomocą psa.
Według informacji przekazanych przez rozmówczynię TVN24, liczba zaginionych sięga 10 osób. Choć mieszkańcy kraju mają nadzieję, że zaginionych uda się odnaleźć żywych, czas nie jest sprzymierzeńcem.
- Liczymy na to, że obędzie się bez ofiar śmiertelnych - powiedziała.
Leśkiewicz-Saethran mówiła, że służby ratunkowe robią wszystko, co w ich siłach, by pomóc. Sytuacja cały czas jest trudna, a warunki pogodowe znacznie utrudniają akcję ratunkową.
- Ten grunt jest [nadal] niestabilny. Tak jak powiedział jeden ze specjalistów geologii - te zwały gliny i ziemi, które były dosyć stabilne, one się zaczęły zamieniać właśnie w formę płynną. Dlatego ta akcja jest tak dramatyczna i tak dynamiczna, ponieważ były bardzo duże rozterki, czy jest możliwość, żeby tam spuścić na linie ratownika - opowiadała.
Wspomniała, że w poszukiwaniach służby używają kamer termowizyjnych, dronów i helikopterów. Na razie nie udało się jednak znaleźć oznak życia.
Szukanie przyczyny
Leśkiewicz-Saethran wspomniała, że w raporcie Instytutu Geotechnicznego z 2005 roku, rejon Ask został określony jako "wysokiego ryzyka". Tymczasem według komunikatów firm deweloperskich, decyzje o budowie osiedla podjęto zgodnie z wytycznymi geofizyków.
- Zobaczymy, jakie będą dochodzenia po tej akcji ratunkowej. Na razie wszyscy koncentrują się na ratowaniu życia i znalezieniu tych 10 osób. Natomiast spodziewam się, że to będzie podniesione w prasie, przez policję i przez służby, aby dowiedzieć się, jaka była przyczyna. Myślę, że jest ich bardzo dużo, na pewno zmiany klimatu też, natomiast wydaje mi się, że [przede wszystkim - przyp. red.] ruszenie ziemi, dlatego że takie zapadliska powstają albo z przyczyn naturalnych, albo z przyczyn spowodowanych działalnością człowieka. Myślę, że tu złożyły się obie przyczyny - podsumowała.
Całość rozmowy zobaczysz tutaj:
Autor: kw/dd / Źródło: TVN24, tvnmeteo.pl, PAP