Południowo-zachodnie regiony Stanów Zjednoczonych zmagają się z kilkoma ogromnymi pożarami. Wyjątkowo upalna aura nie sprzyja strażakom. Jak mówią, zrzucana z powietrza woda nie ma szans dotrzeć do płomieni, ponieważ wcześniej wyparowuje.
Ekstremalne upały panują w ostatnich dniach w południowo-zachodnich regionach Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza w Kalifornii. W sobotę w kalifornijskiej Dolinie Śmierci termometry po raz piąty w historii zarejestrowały 54,4 stopnia Celsjusza.
Tak duży upał i suche powietrze sprzyjają wybuchom pożarów. Kolejny w tym sezonie - Beckwourth Complex Fire - spalił już ponad 33 tysiące hektarów. Jak na razie udało się go ugasić w zaledwie ośmiu procentach.
- Dopóki jest tak gorąco i mamy tak niską wilgotność, trudno jest powiedzieć, kiedy uda nam się go opanować - powiedziała Lisa Cox, odpowiadająca za informację publiczną w związku z pożarem tym regionie.
Ogromne zniszczenia
Ogień doszczętnie zniszczył mnóstwo budynków w miejscowości Doyle w kalifornijskim hrabstwie Lassen. Niektóre będą nadawać się jedynie do rozbiórki.
Władze poprosiły mieszkańców, którzy musieli się ewakuować, by cierpliwie zaczekali na pełne ekspertyzy i nie wracali do domów, póki nie będzie pewne, że jest to bezpieczne. Tych, którzy w domach pozostali, poproszono o ograniczenie zużycia energii elektrycznej.
Niektóre odcinki dróg, tak jak US-395 pomiędzy CA-70 w Hallelujah Junction i A-26 w hrabstwie Lassen, musiały zostać zamknięte w obawie przed szybko rozprzestrzeniającymi się płomieniami.
W innej części stanu Kalifornia Sugar Fire pochłonął ponad 9 tysięcy hektarów. Inny wielki ogień - nazwany Dotta Fire - udało się natomiast już opanować w 99 procentach.
Woda paruje, zanim zacznie gasić
Akcję gaszenia pożarów utrudniają warunki atmosferyczne. Pod znakiem zapytania staje sens prowadzenia akcji z powietrza. Strażacy twierdzą, że duża część wody upuszczanej przez samoloty wyparowuje, zanim dotrze do ziemi.
Autor: kw//rzw / Źródło: ENEX, BBC