Pokrywa śnieżna i lodowa w Polsce zaczęła topnieć. Synoptycy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej poinformowali, że poziom wody w rzekach może rosnąć. Czy powinniśmy obawiać się powodzi i podtopień? Sprawdźcie, co twierdzą eksperci.
Po wielu dniach mrozów i opadów śniegu do Polski nadeszło ocieplenie. Według prognoz, w najbliższą środę na termometrach zobaczymy od 4 do nawet 18 stopni Celsjusza. Taka aura będzie sprzyjać zanikaniu pokrywy śnieżnej, która jeszcze utrzymuje się w wielu regionach kraju.
IMGW prognozuje
Synoptycy Instytutu Meteorologii Wodnej wydali ostrzeżenia hydrologiczne trzeciego i drugiego stopnia. Alerty najwyższego stopnia obowiązują Odrze dolnej od Warty do Gryfina oraz na Wiśle od ujścia Narwi do zbiornika Włocławek.
Ostrzeżenia niższego stopnia dotyczą województw: zachodniopomorskiego, lubuskiego, wielkopolskiego, dolnośląskiego, opolskiego, śląskiego, świętokrzyskiego i łódzkiego.
Stan wód w rzekach
Jak widać na poniższej mapie, w większości kraju stany wód układają się w strefach średnich. Miejscami - np. w dopływach Odry, Warty, a także na Bugu poziom wody jest wysoki. Jedynie w niektórych fragmentach woda sięga powyżej stanu ostrzegawczego, a powyżej stanu alarmowego - na Wiśle od ujścia Narwi do zbiornika Włocławek oraz na Odrze dolnej, a więc tam, gdzie IMGW wydał alarmy trzeciego stopnia.
W komunikacie IMGW poinformował, że wezbrania o charakterze lokalnym występować będą w różnych regionach kraju.
"Aktualnie w rejonie Płocka, Włocławka i dolnej Odry, gdzie sytuacja jest bardzo trudna, operuje kilka grup pomiarowych IMGW-PIB mierząc pokrywę lodu i informując o sytuacji służby administracji państwowej" - napisał Instytut.
Poziom Wisły i alarmy
W sobotę wieczorem poziom Wisły w Wyszogrodzie wynosił 591 centymetrów i aż o 41 cm przekraczał stan alarmowy. W tym czasie w Kępie Polskiej poziom rzeki wynosił 503 cm, czyli trzy cm ponad stan alarmu.
Według danych Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Płocku, poziom Wisły w sobotę wieczorem wynosił tam na poszczególnych wodowskazach: Grabówka 356 cm (stan alarmowy 340 cm), Borowiczki - 378 cm (stan alarmowy 345), brama przeciwpowodziowa w porcie Radziwie, w lewobrzeżnej części miasta - 350 cm (stan alarmowy 237), a na nabrzeżu PKN Orlen - 769 cm (stan alarmowy 700). Oznacza to, wobec danych z soboty rano, wahania wody na dwóch wodowskazach mniej więcej o cztery cm, a na dwóch pozostałych sytuacje bez zmian.
W Płocku wciąż obowiązuje ogłoszony 8 lutego alarm przeciwpowodziowy. Został wówczas wprowadzony z uwagi na zator lodowy na Wiśle poniżej miasta - w miejscowości Popłacin - blokujący swobodny przepływ wody i powodujący przybór rzeki. Utrzymany jest też alarm przeciwpowodziowy ogłoszony 10 lutego w siedmiu położonych nad Wisłą gminach powiatu płockiego: Wyszogród, Gąbin, Mała Wieś, Słupno, Bodzanów, Nowy Duninów i Słubice.
Akcja na Zbiorniku Włocławskim
Rozpoczęte tydzień temu lodołamanie na wiślanym Zbiorniku Włocławskim, który rozciąga się od Płocka do Włocławka, początkowo zostało pod dwóch dniach wstrzymane ze względu na niekorzystne warunki hydrologiczno-meteorologiczne. Akcję wznowiono w środę. Pierwszy raz do czoła zatoru lodowego w Woli Brwileńskiej lodołamacze dotarły w piątek, na noc wróciły do portu we Włocławku.
"Na wysokości Woli Brwileńskiej trwa rozbijanie zatoru lodowego, którzy utworzył się na długości prawie siedem km" - poinformowały w sobotę wieczorem Wody Polskie, dodając, iż w ciągu dnia na Zbiorniku Włocławskim pracowało osiem lodołamaczy. Jak podano, w informacji w niedzielę prace będą kontynuowane od godz. 7.
Jak podały Wody Polskie, aktualnie przepływy wody przez stopień wodny Włocławek zostały ustabilizowane. W ciągu dnia wahały się na poziomie od 930 do 970 metrów sześciennych na sekundę. Poniżej Płocka położona jest Wola Brwileńska, gdzie niedawno wezbrana rzeka wypchnęła z koryta krę lodową na biegnącą w pobliżu drogę krajową nr 62 Płock-Włocławek. Do akcji skierowano wówczas strażaków, gdyż przepustami wodnym zaczęła przelewać się też woda.
- Mieliśmy pierwszy dzień prawdziwej odwilży. Na razie sytuacja na Wiśle w powiecie płockim nie zmieniła się znacząco, nadal obserwujemy niewielkie wahania na wodowskazach, ale sądzę, że w wyniku napływu wód roztopowych poziom rzeki w najbliższym czasie może zacząć się już bardziej podnosić - powiedział w sobotę wieczorem kierownik biura spraw obronnych i zarządzania kryzysowego w starostwie płockim Piotr Jakubowski.
Bobry uszkadzają wały przeciwpowodziowe
Podkreślił, iż na terenie powiatu płockiego, oprócz wysokiego poziomu Wisły skutej jeszcze tam w znacznej części lodem, problemem są też coraz częstsze uszkodzenia wałów przeciwpowodziowych, które powodują bobry. Tak jest między innymi w Wykowie, gdzie poziom Wisły - wodowskaz przy przepompowni - wynosił w sobotę 509 cm, czyli 79 cm ponad stan alarmu. - Tylko dzisiaj w Wykowie do łatania dziur po bobrach w wałach wykorzystane zostały trzy wywrotki piachu i dosłownie kilka tysięcy worków. Prawdopodobnie wysoki poziom wody zmusił bobry, żeby przeniosły się w inne miejsca, nieco wyżej, gdzie ostatnio są bardzo aktywne - powiedział Jakubowski. Jak zaznaczył, problem zniszczonych jamami bobrowymi wałów przeciwpowodziowych dotyczy całego powiatu płockiego, po obu stronach Wisły. - Stan wałów na bieżąco kontrolują strażacy i nadzór wodny - dodał Jakubowski.
Czy grożą nam powodzie?
Jak zauważył hydrolog profesor Czesław Szczegielniak, mimo wzrostu temperatury i topnienia pokrywy śnieżnej na razie nie ma zagrożenia powodzią, choć miejscami poziom wody w rzekach rośnie.
- Stany ostrzegawcze zbliżone do poziomów alarmowych (obserwowane są) na większości dopływów Odry. Na samej Odrze dopiero lekko w górę zaczęły rosnąć stany wody od Odry Granicznej po Wrocław - mówił w czwartek w TVN24.
Sytuację oceniał także agrometeorolog Bogdan Chojnicki, profesor Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - Pokrywa śnieżna to jest potężny zbiornik wodny. I oczywiście w przypadku, gdy ten zbiornik styka się z powietrzem o wyższej temperaturze, a to jest jeszcze powiązane z radiacją słoneczną, to ten zbiornik zaczyna bardzo szybko znikać z krajobrazu - tłumaczył w rozmowie z TVN24.
Jak dodał, woda spływa zazwyczaj do gleby, co najczęściej wpływa korzystnie na jej stan.
- Niestety tak intensywne i szybkie wytapianie powoduje, że bardzo szybko duża część wody trafia do wszelkiego typu cieków wodnych. I gdy spojrzymy na sytuację na nizinach, to nie jest aż tak źle, bo rzeczywiście gleby potrzebują tej wody; (...) nawiasem mówiąc, te roztopy nie poprawią sytuacji tak, żebyśmy mogli powiedzieć, że wróciliśmy do normy. Natomiast z dosyć poważnym skupieniem należy popatrzeć na to, co się dzieje w górach. Tam sytuacja jest bardziej złożona i co gorsza, może przerodzić się w dość dramatyczny scenariusz - powiedział naukowiec.
Śnieg w wyższych partiach Polski, który gwałtownie topnieje, poprzez ukształtowanie terenu bardzo szybko przemieszcza się do cieków wodnych, a to może powodować lokalne podtopienia. Następnie woda dużymi rzekami spływa w dół do morza. Dlatego, jak stwierdził ekspert, należy spodziewać się miejscami wyższych stanów wody.
W prognozach nie ma opadów
Opinię hydrologów potwierdził synoptyk tvnmeteo.pl Artur Chrzanowski. Jak poinformował w sobotę rano, miejscami na nizinach Śląska, Ziemi Lubuskiej czy Wielkopolski nie ma już pokrywy śnieżnej. Podtopienia mogą pojawiać się w okolicach Płocka, właśnie z powodu zatoru lodowego.
W prognozach meteorologicznych widać ciepło, ale nie prognozuje się znacznych opadów. Dlatego sytuacja hydrologiczna jest o tyle dobra, że zbiorniki wodne będą zasilane jedynie wodą pochodzącą z roztopów, której prawdopodobnie nie będzie na tyle dużo, by w najbliższym czasie zagrozić poważnymi konsekwencjami - przewidywał Chrzanowski.
Autor: kw,ps//rzw / Źródło: IMGW, TVN24, tvnmeteo.pl, PAP