Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda uważają, że luzowanie ograniczeń związanych z koronawirusem SARS-CoV-2 będzie miało sens w przypadku, gdyby dziennie w USA były wykonywane 152 testy na 100 tysięcy mieszkańców. Oznacza to, że w USA powinno się ich przeprowadzać trzy razy więcej, niż do tej pory. W Polsce oznaczałoby to prawie 58 tysięcy testów dziennie - ponad pięć razy więcej niż robimy.
W kwietniu około 146 tysięcy osób dziennie było poddanych testom na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 - podała "COVID Tracking Project", baza zbierająca informację o liczbie przeprowadzonych testów w USA. Do piątku, 17 kwietnia w całym kraju wykonano łącznie 3,6 miliona testów.
Zmniejszanie ograniczeń pod warunkiem większej liczby testów
Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda szacują, że aby poluzować obostrzenia w USA do połowy maja, liczba dziennych testów przeprowadzanych od teraz do tego czasu powinna wynosić od 500 do 700 tysięcy. Ich zdaniem taki poziom testów jest niezbędny do zidentyfikowania większej grupy zakażonych i odizolowania ich od osób zdrowych. Do tej pory około 20 procent testowanych osób miało pozytywny wynik, co zdaniem naukowców, jest zbyt wysokim wskaźnikiem.
- Jeśli jest bardzo wysoki wskaźnik dodatni, oznacza to, że prawdopodobnie jest sporo osób, które mają chorobę, a nie zostały zbadane - tłumaczył Ashish Jha, dyrektor Harvard Global Health Institute. Zdaniem naukowców rozszerzone testy mogą zmniejszyć ten wskaźnik do 10 procent, co jest maksymalnym wskaźnikiem zalecanym przez Światową Organizację Zdrowia. W Niemczech liczba ta wynosi 7 procent, a w Korei Południowej jest bliższa 3 procent.
Istnieją różnice w liczbie przeprowadzanych testów i pozytywnych wyników między stanami, ale - jak twierdzą naukowcy - większość musi przeprowadzać więcej testów, aby osiągnąć sugerowany wskaźnik. Oznaczałoby to wykonywanie co najmniej 152 testów na 100 tysięcy osób każdego dnia.
Badania
W większości stanów osoby, które miały poważne objawy, pracowały w placówkach służby zdrowia lub były hospitalizowane, miały pierwszeństwo w badaniach. Celem zalecanego przez naukowców poziomu testowania byłoby przebadanie prawie każdego, kto ma łagodne lub ciężkie objawy grypopodobne, oraz średnio 10 kontaktów każdej osoby, która ma pozytywny wynik testu na wirusa.
Eksperci ds. zdrowia stwierdzili, że gdyby USA przeprowadziły testy wcześniej i w większym stopniu, epidemia zostałaby lepiej opanowana. Caitlin Rivers, adiunkt w Johns Hopkins Center for Health Security, powiedziała, że skoro tak się nie stało i wirus szybko się rozprzestrzenił, sensowne jest nadanie w ostatnich tygodniach priorytetu badaniom w szpitalach.
- Biorąc pod uwagę ograniczenia, sensowne jest skupienie się na ciężkich przypadkach choroby, aby odpowiednio pokierować leczeniem takich osób - powiedziała dr Rivers.
W połowie maja, jak szacują naukowcy, COVID-19 nieco ustąpi, a państwa będą chciały przywrócić powoli normalne funkcjonowanie gospodarki. Doktor Ashish Jha, dyrektor the Harvard Global Health Institute uważa, że kluczowe znaczenie będą miały szeroko zakrojone badania.
- Chciałbym mieć możliwość zdiagnozować każdego, kto ma nawet lekkie objawy - powiedział dr Jha. - Więc kiedy budzę się pewnego ranka i mam ból gardła i gorączkę, powinienem móc wykonać testy. I wtedy chcę mieć możliwość przetestowania wszystkich osób, z którymi miałem kontakt, jeśli wyniki będą pozytywne - dodał.
A jak w Polsce?
Gdyby ustalenia naukowców Uniwersytetu Harvarda zastosować w odniesieniu do Polski, oznaczałoby to 58 tysięcy testów dziennie - ponad pięć razy więcej niż robimy.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w ostatnich dniach liczba testów przeprowadzanych każdego dnia wahała się między 10 a 12 tysiącami.
📊 W ciągu doby wykonano ponad 9,9 tys. testów na #koronawirus. pic.twitter.com/ycf4b4TawT
— Ministerstwo Zdrowia (@MZ_GOV_PL) April 20, 2020
Autor: anw,ps/dd / Źródło: NYT