Wulkan Kilauea na Hawajach wyrzuca roztopioną lawę. W sobotę zniszczyła ona ostatni dom w Royal Gardens, małej gminie leżącej po południowo-wschodniej stronie największej hawajskiej wyspy - Big Island. Jego właściciel, który mieszkał tam prawie 30 lat, myśli o wyprowadzce.
Gruba warstwa czarnej lawy pochodzącej z przewodu wulkanu nazywanego Pu'u'O'vent pokryła dom i działkę należące do Jacka Thompsona. Gospodarz został zmuszony do ewakuacji w piątek.
Zostanie tylko skała
Kłopoty z wulkanem nie były Thompsonowi obce. W 1983 roku, wkrótce potym, jak zbudował swój dom na wyspie, zagroził mu ogromny strumień lawy. Wtedy zatrzymała się ona tuż obok, oszcędzając dom. Ale tym razem było inaczej.
- To jak pogrzeb. Są tu szczepione przeze mnie drzewa, wszystkie sie przyjęły, owocowały. Nie wygląda, żeby któreś z nich miało przeżyć. Będzie tu tylko duży kawałek skały. Niewiarygodne - mówił Thompson.
Przymusowa wyprowadzka
Kiedyś w Royal Gardens żyło prawie 200 mieszkańców. Thompson uważa, że ta społeczność musiała rzucić klątwę. - Myślę, żeby to zakończyć. Nie sądzę, żeby ktokolwiek jeszcze chciał tu żyć - zapowiada Thompson.
W ciągu ostatnich 26 lat lawa pogrzebała duże połacie ziemi w Royal Gardens.
Autor: js/rs / Źródło: Reuters TV