Nie mają dachu nad głową i kontaktu z najbliższymi. Huragan Michael zrównał z ziemią ich domy i pozbawił dostępu do bieżącej wody i prądu. Tak wygląda życie mieszkańców Florida Panhandle kilka dni po odejściu żywiołu. Poszkodowani są ze sobą solidarni, pomagają sobie, jak tylko mogą. - Wszyscy potrzebujemy pomocy - zauważył Gabriel Schaw, jeden z nich.
Minęło pięć dni, odkąd huragan Michael opuścił Stany Zjednoczone. Jak we wtorek wieczorem czasu polskiego podały amerykańskie media, jest kolejnych 10 ofiar śmiertelnych żywiołu. To oznacza, ze życie straciło łącznie 29 osób. 20 osób zginęło na terenie Florida Panhandle, pięć w Wirginii, trzy w Karolinie Północnej, a jedna w Georgii. Zaginionych są setki, a to oznacza, że bilans zabitych może wzrosnąć. Ci, którzy przeżyli, próbują radzić sobie z tym, że stracili wszystko.
Ratują to, co jeszcze da się uratować
Jednym z poszkodowanych przez żywioł jest Bernard Sutton, 64-latek chory na nowotwór. Jego dom w Fountain na Florydzie został doszczętnie zniszczony. Mężczyzna mieszka w namiocie i popsutym minivanie z żoną i jej siostrą.
- Jestem tutaj, by trzymać z daleka złodziei i próbować uratować to, co jeszcze mogę - mówi Sutton, stojąc nad stertą ubrań, książek i mebli - wszystkim, co mu pozostało. Nawet jeśli chciałby opuścić okolicę, nie ma środków na transport. Martwi się, czy uda mu się dotrzeć na chemioterapię.
Mężczyzna jest jednym z wielu poszkodowanych w regionie Florida Panhandle.
- Wszyscy potrzebujemy pomocy, jesteśmy zdruzgotani. Jesteśmy jak wymazani z mapy - rozpacza Gabriel Schaw, wskazując na zniszczone przyczepy sąsiadów. Mężczyzna sypia na materacu w tym, co pozostało z jego przyczepy. Bez prądu nie może sobie zapewnić dostępu do bieżącej wody.
"Potrzebujesz wody?"
Sutton dostęp do wody zawdzięcza Brianowi McCormikowi, który podłączył generator do własnej studni. - Po prostu chcę pomóc swoim sąsiadom - mówi McCormick spod plastikowego daszku, pod którym znajduje się punkt czerpania wody.
Mieszkanka okolicy Joy Aguilar opowiada, że dwójkę swoich dzieci kąpie w pobliskim strumieniu.
Pierwszym sygnałem docierającej z zewnątrz pomocy byli strażacy, którzy w poniedziałek rano prowadzili w regionie kontrolę.
"Ludzie nie mogą się stamtąd wydostać"
Transport drogowy we Florida Panhandle jest wciąż utrudniony przez liczne powalone na drogi drzewa i gałęzie. - To spowalnia ratowników - przyznaje Matthew Marchett, wolontariusz organizacji CrowdSource. - Generalnie, jeśli ratownicy nie mogą tam dotrzeć, to i ci ludzie nie mogą się stamtąd wydostać - dodaje.
Przez liczne awarie sieci telefonicznej mieszkańcy nie mają kontaktu ze swoimi najbliższymi. To z kolei utrudnia szacowanie liczby zaginionych.
Autor: ao/map / Źródło: Reuters