W ostatnich dniach liczba nowych przypadków zachorowań na koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce przekraczała 550. Zdaniem profesor Marii Gańczak to "ewenement na skalę europejską", a nasz kraj od wielu tygodni znajduje się na jednym z ostatnich miejsc pod względem wykonywanych testów w Unii Europejskiej.
W poniedziałek odnotowano najwyższą liczbę przypadków koronawirusa SARS-CoV-2 w Polsce od początku pandemii - 599. Zdaniem epidemiolog profesor Marii Gańczak, od dziewięciu tygodni jesteśmy na tym samym etapie epidemii.
- Po takim stromym wzroście krzywej zakażań na początku epidemii doszliśmy na początku kwietnia do plateau (wypłaszczenia - red.), gdzie tydzień po tygodniu obserwuje się mniej więcej stały przyrost tej liczby zakażeń, mniej więcej 300 a 400 - tłumaczyła na antenie TVN24 w programie "Wstajesz i wiesz" profesor Gańczak. Kształt krzywej porównała do zębów piły. - Ta prosta uparcie jest taka sama, to plateau utrzymuje się przez dziewięć tygodni i jest to ewenement na skalę europejską, bo w większości krajów Unii Europejskiej jest to jednak powolny, ale spadek (liczby nowych zakażeń - przyp. red.) - dodała epidemiolog.
Pięta achillesowa
Gańczak przekazała, że w ostatnim czasie w krajach takich jak Litwa, Czechy czy Łotwa obserwowanych jest kilkanaście przypadków dziennie, a w ostatnich dniach w Polsce liczba ta utrzymywała się w granicach 550-600 przypadków.
- Ta różnica w dobowej liczbie przypadków Unii Europejskiej jest kolosalna. To wynika ze specyfiki rozwoju epidemii w Polsce. W tej chwili mamy bardzo duże ognisko zakażeń na Górnym Śląsku. Stamtąd w zasadzie pochodzi większość notowanych zakażeń - dodała Gańczak.
Jak mówiła ekspert, niska liczba testów na COVID-19, jest "naszą piętą achillesową" od początku epidemii.
- Od wielu tygodni jako wirusolodzy, epidemiolodzy i specjaliści do spraw chorób zakaźnych usilnie nagłaśniamy ten problem. Przez te tygodnie Polska zawsze była na jednym z ostatnich miejsc w Europie, jeśli chodzi o wykonywanie testów na milion mieszkańców. Przypomnę, że wczoraj było to 28. miejsce. Testów nie robimy za dużo - wprost przeciwnie - robimy ich za mało. Gdybyśmy testowali nie tylko wielkie zakłady przemysłowe na Dolnym Śląsku, być może też duże zakłady przemysłowe w innych częściach Polski, to oczywiście spodziewamy się, że kilka, a nawet może do kilkunastu procent załogi wykazywałoby dodatnie testy (na COVID-19 - przyp. red.) - tłumaczyła ekspert.
Profesor przytoczyła zestawienie dotyczące testów przygotowywane przez portal Euractiv. Biorąc pod uwagę całkowitą liczbę europejskich krajów, Polska znajduje się na 28. pozycji (z 42) z liczbą 28 300 testów na milion osób. Jeżeli wziąć jednak pod uwagę kraje należące do Unii Europejskiej, Polska plasuje się na 19. pozycji (z 27). Za nami jest Szwecja, Rumunia, Holandia, Węgry, Grecja, Francja, Chorwacja i Bułgaria.
Jak zauważyła Gańczak, w kopalniach pracują zdrowi mężczyźni, a więc u nich w wielu przypadkach, około 80 procent, te przebiegi zachorowań są bezobjawowe. Dodała też, że wykonując testy, wyłapuje się też osoby bezobjawowe. A taki zabieg, poszerzony o kierowanie na kwarantannę osób, które miały kontakt z zakażonymi, jest klasycznym sposobem opanowania ogniska epidemicznego.
- Nie mamy do czynienia z niczym nowym, możemy powiedzieć jedynie, że testowanie na Śląsku w tych dużych zakładach przemysłowych wprowadzono za późno - dodała ekspert.
"To jest klasyczny sposób transmisji wirusa"
- Myślę, że tych testów (w kopalniach - red.) jest sporo, ale zważywszy na liczbę osób zatrudnionych w kopalniach, to przecież jest spory odsetek górników, którzy nie byli testowani, a to, co obserwujemy na Śląsku i liczby, które napawają nas niepokojem w granicach 500-600 przypadków na dobę świadczą jedynie o tym, że jeśli w tej epidemii mamy ludzi, którzy są stłoczeni na małej, zamkniętej powierzchni i nie utrzymują dystansu społecznego, to ta epidemia będzie się w ten sposób rozszerzać. To jest klasyczny sposób transmisji wirusa i przepis, czego nie robić, aby nie mieć rezultatu wzrostowej liczby zakażeń - tłumaczyła Gańczak.
Zdaniem gościa TVN24, zamknięcie kilku kopalni powinno zostać wykonane wcześniej, nawet trzy tygodnie temu.
- Już wtedy zgłaszaliśmy tego rodzaju postulaty. Bo jeśli nie dajemy sobie rady z opanowaniem tego ogniska w sposób, aby aktywnie wyłapywać osoby zakażone i izolować je oraz wysyłać na kwarantannę osób (które miały kontakt z zakażonymi - red.), to wtedy pozostaje jeszcze wariant B. To jest odcięcie tego zbiorowiska ludzi od tego, aby przekazywali sobie w warunkach pracy kolejne zakażenia - mówiła Gańczak.
Autor: dd/aw / Źródło: tvn24