W Polsce została przekroczona bariera 20 tysięcy dziennych potwierdzonych przypadków SARS-CoV-2. - Nie miejmy złudzeń, że to jest obraz prawdziwy - przestrzegał na antenie TVN24 dr nauk medycznych Paweł Grzesiowski.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o nowych ponad 20 tysiącach przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Zmarło ponad 300 osób. To zarówno najwyższy dobowy przyrost liczby infekcji, jak i najwyższy bilans zgonów od początku epidemii w naszym kraju.
"To znak tego, że czeka nas kolejny tydzień wzrostów"
Sytuację epidemiczną w Polsce komentował na antenie TVN24 ekspert profilaktyki zakażeń dr Paweł Grzesiowski. Jego zdaniem "to znak tego, że czeka nas kolejny tydzień wzrostów". Przyznał, że liczył na to, iż liczba potwierdzonych infekcji z wtorku - kiedy liczba nowych zakażeń wyniosła 16 300 - to były dane zgromadzone przez weekend i podane z opóźnieniem, jednak kolejne dni pokazują wyraźną tendencję wzrostową.
Grzesiowski nie zgodził się ze słowami z czwartkowej konferencji prasowej premiera Mateusza Morawieckiego, iż spada liczba zgłoszeń od lekarzy rodzinnych, kierujących na testy na obecność SARS-CoV-2. Według niego powodem tego spadku jest zatkanie laboratoriów. Podkreślił, że obecnie czas oczekiwania na wykonanie testu to nawet trzy-cztery dni.
Grzesiowski: dziś być może jest nawet 200 tysięcy zachorowań
- Wielu lekarzy rodzinnych rezygnuje ze skierowania, ale nie dlatego, że pacjent nie ma wskazań, tylko dlatego że ten test już niewiele zmieni - tłumaczył lekarz. Jak wyjaśnił, "jeśli pacjent ma objawy i nie jest w ciężkim stanie, to on zostanie w domu i lekarz rodzinny po prostu odradza wykonywanie testów z racji długiego czasu oczekiwania chociażby na wymaz".
- Nie miejmy złudzeń, że ten obraz, który w tej chwili widzimy to jest obraz prawdziwy. Dziś prawdopodobnie nie jest 20 tysięcy chorych, tylko - boję się to powiedzieć - ale być może nawet 200 tysięcy - ocenił Grzesiowski.
"Obawiam się, że dojdziemy do ściany, czyli braku możliwości udzielania pomocy"
W czwartek liczba osób przebywających w szpitalach wzrosła o prawie tysiąc. Tego dnia także ogłoszono oficjalne otwarcie szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym w Warszawie. Początkowo będzie w nim dostępnych 300 łóżek.
Jak powiedział gość TVN24, trzy dni temu w jednym z warszawskich szpitali uruchomionych zostało 130 łóżek, a wczoraj - w środę - nie było już ani jednego wolnego. - Proszę sobie wyobrazić, ile dni zajmie tam wypełnienie tych trzystu łóżek na (Stadionie) Narodowym - wskazał. - Jeżeli w tym tempie będziemy dostawali nowe łóżka, nowe miejsca dla pacjentów, to obawiam się, że niestety dojdziemy do ściany, czyli do braku możliwości udzielania pomocy - zaznaczył.
Czy protesty wpłyną na zwiększoną liczbę zachorowań?
Grzesiowski odniósł się również do odbywających się od kilku dni protestów na polskich ulicach po tym, jak Trybunał Konstytucyjny, na którego czele stoi Julia Przyłębska uznał, że niezgodne z konstytucją jest prawo do aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Lekarz zwrócił uwagę na to, że stłoczenie i wykrzykiwanie haseł "to niestety dla wirusa sprzyjająca okoliczność". - Z drugiej strony patrzę z podziwem, że absolutna większość osób na ulicach ma maseczki - dodał. Wskazując na formę protestów - przemarsze i spacery - wyjaśnił, że to "zwiększa bezpieczeństwo". - Najbardziej niebezpieczne jest stanie w tłumie, w dużym zagęszczeniu - wytłumaczył. Powtórzył przy tym, że przebywanie na ulicy stwarza ryzyko zakażenia, dlatego "być może za 10-14 dni będziemy widzieć jednak wzrost zachorowań". - Pamiętajmy, że człowiek może zaryzykować swoje bezpieczeństwo, kiedy zagrożone jest jego podstawowe prawo do wolnych decyzji i w tym zakresie rozumiem jako lekarz ludzi, którzy, wiedząc o tym, że ryzyko na ulicy jest, na tę ulicę wychodzą - mówił. Jego zdaniem "wydaje się, że innej formy zasygnalizowania, że przekroczone zostały granice dialogu społecznego nie ma". Jednocześnie zaapelował o - w miarę możliwości - przestrzeganie zasad bezpieczeństwa, czyli noszenia maseczek i zachowywania dystansu.
Według eksperta niezrozumiały jest do tej pory brak decyzji rządu na temat dnia Wszystkich Świętych i święta zmarłych, kiedy Polacy tradycyjnie odwiedzają tłumnie cmentarze. Grzesiowski podkreślił, że "niczym nie różnią się zgromadzenia ludzi, którzy będą cmentarzach w dużych grupach, i to jeszcze przejeżdżając wiele kilometrów, gromadząc się z rodziną".
- To nawet może być bardziej niebezpieczne niż przemarsz przez miasto - podkreślił rozmówca TVN24.
OBEJRZYJ CAŁĄ ROZMOWĘ Z DR. GRZESIOWSKIM:
Autor: ps//rzw / Źródło: TVN24, tvnmeteo.pl